piątek, 28 września 2007

Święcenia w Saint Eloi?

Szanowny Księże,

ostatnio dowiedziałem się, że 22 września Jego Eminencja Kardynał Castrillon-Hoyos dokona święceń kapłańskich diakonów Instytutu Dobrego Pasterza.

Święcenia te kazały mi się zastanowić nad pewną rzeczą, którą niektórzy mogą uznać za marginalną, ale wydaje mi się, iż posiada ona pewne znaczenie; chcę poruszyć temat zastosowania motu proprio „Sacrorum antistitium” z 1 września 1910 roku, powszechniej nazywane „Przysięgą antymodernistyczną”. Czy przyszli kapłani będą składać tę przysięgę, ustanowioną przez św. Piusa X?

W przypadku odpowiedzi negatywnej, co usprawiedliwiałoby z Księdza lub ich punktu widzenia taką rezygnację?

W oczekiwaniu na odpowiedź – Jean-marc Veran

Szanowny Panie,

jest całkiem oczywiste, że wszyscy kapłani I.D.P złożyli przysięgę antymodernistyczną (i pozostałe również) po dostąpieniu do subdiakonatu, diakonatu i kapłaństwa, zatem trzykrotnie.

Nie ma w tym nic marginalnego; modernizm jest „ściekiem wszystkich herezji” (św. Pius X), próbując zastąpić obiektywność Objawienia, daną w słowie Bożym w formie pisanej lub przekazanej przez immanentne doświadczenie religijne poszczególnego człowieka. To prawie natychmiastowa śmierć każdej religii, jeśli bierze ona za podstawę sumienie w funkcji jedynie pośredniczącej (między czym a czym?) dla hipotetycznej jedności duchowej rodzaju ludzkiego, gdzie wyraźna negacja istnienia Boga nie stanowi nawet przeszkody.

Proszę się nie dziwić po tym wszystkim, że wielu jeszcze dzisiaj może się nazywać katolikami, chociaż nie są pewni ( nie zaprzeczając możliwości poznania), czy Bóg istnieje! No tak.

poniedziałek, 17 września 2007

Problem: Komu wierzyć? Kiedy wypowiada się Magisterium?

W swoim liście do Biskupów Benedykt XVI potwierdza, że wraz z wprowadzeniem nowego Mszału, stary „Mszał nigdy nie był prawnie zniesiony i w konsekwencji, zasadniczo, zawsze był dozwolony.”

Tymi słowami Benedykt XVI zaprzeczył nie tylko twórcy reformy liturgicznej, Eminencji Hannibalowi Bugniniemu, który utrzymywał dokładnie coś przeciwnego (p. A. Bugnini, La Riforma liturgica 1948-1975, CLV Edizioni Liturgiche, Rzym, 1983, ss. 297-299), ale nawet Paweł VI, który z okazji Konsystorza 24 maja 1976 r. zadeklarował wyraźnie:

„To w imieniu Tradycji prosimy wszystkich naszych synów, wszystkie wspólnoty katolickie, by celebrować z godnością i żarem, Liturgię zreformowaną. Przyjęcie nowego Ordo Missae nie jest oczywiście pozostawione do arbitralnego wyboru przez kapłanów czy wiernych: instrukcja z 14 czerwca 1971 r. przewidziała celebrację Mszy w starej formie za zgodą ordynariusza wyłącznie dla kapłanów w podeszłym wieku albo chorych, składających Najświętszą Ofiarę sine populo. Nowe Ordo zostało promulgowane na miejsce starego, po dojrzałym przemyśleniu, w nawiązaniu do starań Soboru Watykańskiego II.

Nie inaczej nasz święty Poprzednik Pius V uczynił obowiązkowym Mszał zreformowany pod jego zwierzchnością, w nawiązaniu do Soboru Trydenckiego. Wymagamy tej samej uległości, z tą samą najwyższą władzą nadaną nam przez Jezusa Chrystusa, wobec wszystkich pozostałych reform liturgicznych, dyscyplinarnych, pastoralnych, przygotowanych w tych latach dla wypełnienia dekretów soborowych.”

Dr Richard Marguelles-Bonner – 56

Drogi Doktorze,

kontrast tekstów, które Pan cytuje, z pewnością rzuca się w oczy i nasi czytelnicy będą Panu wdzięczni za jego przedstawienie. Aby odpowiedzieć na Pana uzasadnione pytania, trzeba rozróżnić rodzaje wypowiedzi papieży. Niezależnie od magisterium w ścisłym tego słowa znaczeniu, które podlega bardzo precyzyjnym kryteriom, nie interesujących nas tutaj, należy rozróżnić pomiędzy tekstem prawodawczym papieża, a taką czy inną deklaracją (nawet jeśli jest papieską!), mówiącą o prawodawstwie. To wcale nie jest to samo! Motu Proprio z 7 lipca, jak i dekret Pawła VI, promulgujący nową Mszę są tekstami prawodawczymi. Słowa Ekscelencji Bugininiego, czy papieża Pawła VI (nawet podczas konsystorza), jak również list towarzyszący Motu Proprio, przeznaczony dla biskupów i opublikowany w tym samym czasie, nimi nie są. Koniec dyskusji. Pierwsze mają moc prawna, drugie nie.

Wiadomo, że w konstytucji Pawła VI promulgującej N.O.M. brak jest jakiejkolwiek wzmianki o zniesieniu Mszy tradycyjnej i że – w konsekwencji – zniesienie to nie miało miejsca. To, że Jego Ekscelencja Bugnini czy Papież Paweł VI wydawali się być zdania przeciwnego, lub też takie wyrazili, w niczym nie mogło zmienić ustawodawstwa. Jeśli Rachida Dati zadeklarowałaby dziś, że kara śmierci nie została uchylona przez Badintera – czy to by ją miało zrehabilitować pomimo wszystko? Jeśliby Simone Veil naszły straszne wyrzuty sumienia na wspomnienie śmierci milionów istnień, które spowodowała [200 000 x (2007-1973) : 6 800 000], i zadeklarowałaby ona nagle wobec prasy, że to niesprawiedliwe prawo jest nieobowiązujące – czy zabroniłoby to od jutra każdej francuskiej kobiecie zabicia swojego dziecka całkiem legalnie? Widzi Pan dobrze, drogi Doktorze, że jedynie tekst prawodawczy ma moc prawną i że marginalne parafrazy nic w nim nie zmienią, nieważne od kogo pochodzą.

Wracając do naszego tematu: teksty ustawodawcze Pawła VI promulgowały bez wątpienia nową Mszę (na nieszczęście), nie zakazując dawnej (na szczęście). Deklaracje po tym następujące w niczym nie zmieniają postaci rzeczy, jak powiedziałby Molier.

Podobnie Motu Proprio papieża Benedykta XVI jest jedynym tekstem prawnie obowiązującym, a list mu towarzyszący, jakkolwiek godny szacunku, nie jest nim w ogóle. Pierwszy jest normą obowiązującą cały Kościół, drugi gestem pasterskim panującego papieża dla uzyskania akceptacji pierwszego przez większą liczbę biskupów, niezbyt przychylnie nastawionych, to prawda. Nie mieszajmy tego wszystkiego.

Odpowiedź na Pana pytanie jest więc całkiem prosta – to dobre prawo papieża Benedykta, by móc powiedzieć (w swoim tekście prawodawczym, jak Pan to zauważył), że Msza tradycyjna nigdy nie została zniesiona… ponieważ nigdy taką nie była! Ani deklaracje temu przeciwne choćby najgłośniejsze, ani skandaliczny ostracyzm faktów (te pierwsze w imieniu tych drugich, oczywiście) niczego w tym nie zmieniają.

Jaki morał z tej historii? Społeczeństwo jest rozumnie rządzone przez prawa (rozumne same w sobie) a nie przez deklaracje; a jeśli trzeba wybrać, decyzja jest szybka.


wtorek, 4 września 2007

Diabelskie Motu proprio?

Drogi Filipie,

wysyłam Ci e-mailem stanowisko bp. Williamsona, które przeczytałam na „Porte Latine”. Wiem, że podziwiasz Biskupa tak jak ja. Każdy jego udział w dyskusji fascynuje nas i rani zarazem; jest to z pewnością właściwy Mu dar. Lecz wierni są zdezorientowani przez ten dialektyczny styl myślenia. Możesz mi powiedzieć, co o tym sądzisz?
Monika Lagueri
Paryż
Tekst bp. Williamsona:

Debata na temat ostatniego Motu proprio papieża Benedykta XVI trwa – może nie doprowadzając do burzy, na pewno jednak do podniesienia się nastrojów. W Motu proprio uznano, że ryt trydencki nigdy nie został zniesiony i udzielono wszystkim księżom katolickim pewnej swobody w jego celebracji.

Niektórzy potępili ten dokument z powodu jego podwójnego języka i stwierdzili, że nie jest niczym innym, jak przynętą dla wciągnięcia katolików tradycjonalistów w ruchome piaski Kościoła posoborowego.

Jeśli chodzi o podwójny język, częściowo na usługach katolicyzmu, częściowo koncyliaryzmu/ducha soboru – jest to niestety prawda. Lecz czego mogliśmy oczekiwać ze strony osoby, którą można by określić jako „papieża o podwójnym obliczu”? Benedykt XVI, jak Paweł VI i Jan Paweł II przed nim, nie zauważa, że wierzy jednocześnie w dwie sprzeczne religie. Jeśli nie doczekamy się cudu, Benedykt XVI będzie tak myślał aż do śmierci. Jest to dość żałosne, choć – o ile tyczy się Motu prioprio – nie ma wielkiego znaczenia.

Z mojego punktu widzenia większe znaczenie ma to, że – jak trafnie mówi stare przysłowie – Pan Bóg i diabłem może się posłużyć [gra słów: w oryginale przysłowie francuskie „le diable porte pierre/Pierre” (diabeł nosi kamień/Piotra) – diabeł może przyczynić się do budowy kościoła/Kościoła]. Widzimy, że wielu krajach liczni katoliccy kapłani i świeccy – choć zasadniczo nie biskupi – odkrywają prawdziwy ryt Mszy, zamawiają mszały, płyty dydaktyczne DVD o Mszy św., ornamenty liturgiczne etc. … Już mogę sobie wyobrazić obiekcje czystych i nieugiętych! Oczywiście, nie wszystko będzie doskonałe od razu. Będą błędy w łacinie, rubryki nie do końca przestrzegane itp., lecz dlaczego nie pozwolić działać łasce Bożej?

Z Bogiem, najmniejsze dobro wyda owoc – a kapłan katolicki nie przemieni się w jednym dniu!

Pozwolę sobie przedstawić możliwy scenariusz; nie jest nieuchronny, proszę mu wierzyć lub nie. Współczesna epoka może być porównana do czasów Noego, zaraz przed potopem. Nasz świat telewizyjnego ogłupienia, opanowawszy obecnie całą planetę, zmierza ku przepaści. Bóg nie może mu już więcej pozwolić na to, by prowadził miliony dusz do piekła.
Kiedy legnie w gruzach, katolicy będą zmuszeni rozbiec się na wszystkie strony w poszukiwaniu kapłana, który by ich wyspowiadał. Nie będzie wystarczająco wielu księży FSSPX będących „liturgicznie bez zarzutu”. Zatem można pomyśleć, że Bóg szykuje na te dramatyczne dni pewną liczbę księży – znanych Jemu samemu – poza obrębem FSSPX. Stąd Motu prioprio pozwalające im odnowić więzy z prawdziwym rytem Mszy – przynajmniej prywatnie – jest istotnym etapem tego przygotowania.

Z całego serca módlmy się za tych księży i za papieża. Kyrie Eleison !

Biskup Richard Williamson

Diabelskie Motu prioprio – moja odpowiedź

4 września 2007 23:16, przez ks. Filipa Laguerie

Droga Moniko,

podzielam Twoją opinię co do osoby bp. Williamsona – tak jak Ciebie, fascynuje mnie on i niepokoi zarazem. Mam tyle podziwu dla tego biskupa, że wszystko, co mógłbym powiedzieć o nim będzie zawsze naznaczone zarówno respektem, który oddala, jak i przyjaźnią, która zbliża.

Kiedy mówi on o Motu prioprio, jest oczywiście na swoim własnym terenie, lecz „I królowie, choć wielcy, przecież to są ludzie, Mogą się jak my mylić i potknąć na grudzie.” O czym powinni pamiętać wszyscy biskupi, nie tylko ta jedna osoba. Trzeba przyznać, że jego dialektyka jest pociągająca, podobnie jak u św. Pawła, Pascala czy Juliena Greena. Niestety, co za ambaras. Nie mogę myśleć o Nim bez przypomnienia, jak podczas niezliczonych rozmów w jego miłym towarzystwie, tych wersów Baudelaire’a, które pasują jak ulał do Niego:
„Poeta jest podobny księciu na obłoku, Który brata się z burzą, a szydzi z łucznika; Lecz spędzony na ziemię i szczuty co kroku – Wiecznie się o swe skrzydła olbrzymie potyka.”
Gdyż ten genialny Albatros może latać – ale, jak zauważyliście, on nie może chodzić. Któż mógłby, poza Bogiem, przeszkodzić temu gigantowi w lataniu? Co nie zmienia postaci rzeczy, że całe stworzenie sprzymierzyło się, by przeszkodzić mu w chodzeniu, a ostatni przybyły pęta go i zrzuca na ziemię.

Jego ulubiony temat? Apocalypse now! I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że apokalipsa jeszcze nie miała miejsca. Przynajmniej powinien przyznać, że nie jest ona możliwa, o ile nie dojdzie do nawrócenia Żydów, jak to przewidział św. Paweł. Pod tym względem zgadzamy się i byłoby zadziwiające, gdyby chciał to uprzedzić.

Jego stanowisko odnośnie Motu prioprio jest jasne i proste; znając jego zamiłowanie do sylogizmów, można by powiedzieć, że:
Nic dobrego nie może przyjść z „koncyliaryzmu/ducha posoborowego”, zatem Motu prioprio pochodzi „od ducha posoborowego”, zatem Motu prioprio nie może być dobre.

Jednak jest oczywiste, że Motu prioprio może, przez przypadek, przynieść pewne dobre owoce; Pan powiedział, że złe drzewo nie wydaje dobrych owoców, zatem czy Motu prioprio jest również dziełem katolickim?

Skąd mają bowiem przyjść te dobre owoce, skoro drzewo jest złe? Zatem to diabeł jest tym, który „nosi kamień”, więc Motu prioprio jest dziełem diabła.

Drugi argument bp. Williamsona jest całkiem logiczny. Przez czyje opatrznościowe ręce (ponieważ mimo wszystko nikt nie ma wątpliwości, że to diabeł jest w rękach Bożych a nie odwrotnie) miałoby się realizować to przypadkowe dobro powodowane przez diabła, mogące uratować niektóre dusze przed powszechnym potopem? Rozsądku na pewno nie można odmówić Biskupowi, kiedy mówi: przez ręce kapłańskie. Lecz należy przyznać wraz z owym gigantem mórz: sami kapłani FSSPX nie wystarczą. Znajdzie się więc, za pośrednictwem diabła i jego uczonego Motu prioprio, pewna liczba „liturgicznie niedoskonałych”, niedobrych księży – to znaczy spoza FSSPX – którzy jednak, mimo swoich grzechów, będą mogli dawać rozgrzeszenie innym. Należy więc gorliwie się modlić za tych kapłanów, znanych tylko Bogu, którzy wykonają tę czarną robotę, zapośredniczoną przez diabła. „Kyrie eleison”!

Chciałbym bardzo pokornie zwrócić uwagę naszemu drogiemu i kochanemu prałatowi, że są poza Bractwem księża potrafiący całkiem dobrze (a może i lepiej?) odprawiać tradycyjną Mszę, spowiadać (całkiem nieźle) w imieniu Jezusa Chrystusa bez zajmowania się diabłem, ani oczekiwania od niego wsparcia, a jeśli potrzebują Bożego miłosierdzia, to niekoniecznie w większym stopniu niż ci „liturgicznie doskonali”. A może nieco mniej: czy naprawdę muszą znosić ten nieznośny ciężar ciągłego wysłuchiwania, że są czyści, wybrani dzięki łasce przełożonych jedynych w swoim rodzaju. Zakończmy cytatem z Baudelaire’a:
"Aniele pełen dobra, znasz ty łkania mściwe, Znasz ty pięść nienawiści w mroku zaciśniętą, Gdy zemsta swą pobudkę wygrywa przeklętą, Wywołując pokusy w sercu chorobliwe? Aniele pełen dobra, znasz ty łkania mściwe?"