poniedziałek, 23 kwietnia 2007

Na rozstaju dróg

Drogi Księże,
Wyobrażam sobie, że czytał Ksiądz tekst ks. de Cacqueray: „Ksiądz Philippe Laguérie na rozstaju dróg”, który ukazał się na oficjalnej stronie FSSPX, z datą Niedzieli Dobrego Pasterza...

Mógłby Ksiądz nam powiedzieć jaka była Księdza reakcja w obliczu tego tekstu, oraz to, co powinniśmy o nim myśleć. Opłakuję te męczące potyczki, mając chęć na zacytowanie Ewangelii: „jeżeli składasz dar na ołtarzu i gdy wtedy sobie przypomnisz, że twój brat ma coś przeciwko tobie, zostaw swoją ofiarę i pójdź najpierw pojednać się z twoim bratem; wtedy przyjdziesz złożyć swoją ofiarę.”

Zapewniamy o modlitwach
Dr Marguelles- Bonnet
56400 Le Bonot



Szanowny Panie Doktorze,

pyta mnie Pan o moje zdanie na temat ataku x. de Cacqueray na Instytutu Dobrego Pasterza? Oto ono:

1) Petitio ad principium

Jego myśl przewodnia opiera się na sylogizmie równie prostym, co fałszywym: wszyscy, którzy „pojednali” się z Rzymem weszli na drogę, jednym słowem, ku pozycji, na widok której przeciera się oczy (chodzi również o dłonie). IBP pojednało się z Rzymem, więc zaraz powie coś takiego, iż będziemy mogli zacierać ręce, przepraszam, oczy1.

Proszę nie szukać logiki w tym sylogizmie, który jest całkowicie zależny od psychologii. Oto równie prosty, co ekstrawagancki przykład: Kura, która chce przejść przez drogę krajową bez wątpienia zostanie rozjechana. Kura, która przechodzi przez drogę krajową rozpoczyna od zygzakowania. Więc, kura, która zostanie rozjechana rozpoczyna od zygzakowania. Więc ta kura musi dać się rozjechać. Bez wątpienia jest to wynikiem tego, iż podjęła chęć przejścia drogi krajowej. Więc kura ta zygzakuje. CBDO.

2) Prawowity czy nie?

Można x. de Cacqueray wyjaśniać dwa znaczenia słowa „prawowity”, takie, jakie podaje je pierwszy lepszy słownik, a które może zrozumieć uczeń kończący szkołę podstawową: niczemu to nie służy. Kontynuuje on, z niejasnych powodów, wkładać w usta IBP słowa iż NOM jest prawowity w swojej istocie, podczas gdy my mówimy, iż jest on prawowity w jego promulgacji, we władzy tworzenia takich aktów, jaką ma Kościół. Serdecznie dziękuję x. de Tanoüarn za to, że sprecyzował iż ci, którzy podważają ten punkt nie mają nic do robienia w Kościele: jest to sama prawda. Podważanie owej władzy Kościoła jest definicją schizmy. Pozycja IBP jest więc jasna: nieprawowitość NOM w jego zawartości i prawowitość (czy też legalność, wychodzi na to samo) w jego promulgacji i zasadniczej władzy Kościoła do czynienia takich aktów. Do czasu, do kiedy x. de Cacqueray będzie odmawiał uznania owej pozycja, takiej, jaka ona jest, a nie takiej, jakiej on by chciał, jest on po prostu podejrzany od schizmę. Nasi czytelnicy muszą zrozumieć, że nie chodzi o bizantyjskie utarczki na temat płci aniołów: chodzi o naszą teologalną przynależność do Kościoła Chrystusowego. W rzeczywistości, x. de Cacqueray jest na rozstaju dróg.

3) Niewierność?

Jest oczywistym iż taka była opina prałata z Ecône2. Ostrość jego krytyk na temat sedna reformy nigdy nie wciągnęła go do podważania władzy Kościoła w tej dziedzinie. Dzięki Bogu. Jego porównania (nie zaś tok rozumowania) NOM z kultami schizmatyckimi miały na celu wyłącznie wykazanie jednej rzeczy: ryt może być ważny, a mimo tego niebezpieczny dla wiary. Lecz gdy x. de Cacqueray buduje swoją odmowę adorowania Postaci Eucharystycznych pochodzących z NOM na tym, iż kult oddawany w ten sposób Bogu jest kultem schizmatyckim, to oddala się on nie tylko od abpa Lefebvre, lecz od całej teologii katolickiej. Dzięki temu rozumiemy dlaczego „prawowity”, które było jedynym poprawnym słowem w tamtym czasie, w takim znaczeniu, w jakim go rozumiemy teraz, tak bardzo mu przeszkadza... jest to nic innego jak wymówka, aby zmusić nas do powiedzenia go w tym znaczeniu, którego nie użyliśmy!

4) Wierność

Nikt, dosłownie nikt, nie może sobie przywłaszczać abpa Lefebvre. Jeżeli moje przywiązanie doktrynalne i synowska pobożność względem biskupa, który mnie święcił, komuś przeszkadzają, to jest mi przykro z ich powodu, lecz ja z tego powodu się nie zmienię. Owo przywiązanie jest takie, iż zawiera ono w sobie również ciągłe ostrzeżenia arcybiskupa na temat jego całkowitej i stałej odmowy uważania siebie samego za szefa tradycjonalistów, jedyny punkt odwołania, swojego rodzaju guru. Powtarzał to nam tysiące, tak, tysiące razy! Chcieć rozwiązywać dzisiaj wszystkie problemy teologiczne za pomocą samych cytatów z Założyciela, często źle zrozumianych, pozwalałoby naszym czytelnikom wierzyć, iż jest on jedynym punktem odniesienia prawdy i fałszu w teologii, co na pewno musiałoby spowodować iż obracałby się on we własnym grobie! „Jeżeli to za mną idziecie, to idźcie sobie! Każdy z nas słyszał to zdanie z częstotliwością proporcjonalną do jego starszeństwa. Najmniej „lefebrystyczny” ze wszystkich ludzi był bez wątpienia abp Lefebvre, zaś nazywanie siebie „lefebrystą” kiedy się tego nie zrozumiało jest zwyczajnym nadużyciem. Jestem rozczarowany, ale nie jestem w stanie wszystkich zadowolić naraz: tych, którzy podważają moją wierność, jak i tych, którzy mi ja zarzucają; tych, którzy ją uznają, jak i tych, którzy chcieliby, abym jak najszybciej się od niej oddalił dla dobra sprawy. Co się zaś tyczy pozycji IBP, od tej chwili chcielibyśmy, aby zostawiono to mojej trosce, jak i trosce wspierających mnie dwóch asystentów. Udzielam odpowiedzi na poważne pytanie czytelnika dotyczące kultu Najświętszego Sakramentu, zaś x. de Cacqueray czyni z niej atak na Bractwo, aby przy okazji zaatakować IBP. Mam wiele szacunku dla osoby i funkcji x. de Cacqueray, lecz wydaje mi się, że ma dostatecznie dużo pracy nad określeniem pozycji Bractwa Świętego Piusa X zanim zacznie zajmować się określaniem naszej.

Przypisy:

1 W języku francuskim wyrażenia „przecierać oczy” i „zacierać ręce” używają tego samego czasownika – gra słów nie do oddania w języku polskim (przyp. tłum.).

2 Chodzi o abpa Marcela Lefebvre (przyp. tłum.).

wtorek, 17 kwietnia 2007

Powiedział Ksiądz „prawowitość” ?

Proszę Księdza,
Ksiądz de Cacqueray w swoim Liście do przyjaciół i dobroczyńców z kwietnia przyznaje, że Ksiądz sam i Instytut Dobrego Pasterza uznaliście prawowitość reformy Pawła VI (zgodnie z wywiadem x. de Tanoüarn w „Valeurs actuelles”). To stwierdzenie spowodowało we mnie zakłopotanie.
Tymczasem, zgodnie z tym co zostało powiedziane o waszych statutach, wasi księża odprawiają wyłącznie tradycyjny ryt rzymski i wydaje mi się, że w obliczu Kościoła bronicie lepiej niż Bractwo św. Piusa X prawowitości tego rytu, brutalnie zakazanego w 1970r.
W tym kontekście, co oznacza dokładnie słowo „prawowitość” w kontekście liturgii?
[Jaka jest według Księdza pozycja x. de Cacqueray: czy twierdzi on domyślnie, że nowa msza jest nieważna?]

Luc Jaulin
Nantes

Drogi Przyjacielu,

sposób, w jaki x. de Cacqueray przedstawił pozycję Instytutu Dobrego Pasterza na temat Mszy, w 70 numerze listu do przyjaciół i dobroczyńców z kwietnia 2007 r., jest karykaturalny i to aż do fałszywości. Zacytujmy fragment: „Nie możemy więc nie protestować, jeżeli kapłani, którzy otrzymali pozwolenie odprawiania mszy według dawnego rytu, czy to chodzi o kapłanów Bractwa Świętego Piotra czy Instytutu Dobrego Pasterza, potwierdzają jako pierwsi prawowierność nowej mszy oraz już uznali jej prawowitość”.

Skąd x. de Cacqueray wziął owo stanowisko, zaprezentowane przez niego w ten sposób, jako będące stanowiskiem kapłanów Instytutu Dobrego Pasterza? W którymś z oficjalnych dokumentów owego Instytutu? W komunikacie jego przełożonego? Nie ma o tym mowy! Wziął ją z wywiadu udzielonego przez x. de Tanoüarn dziennikarzowi czasopisma „Valeurs Actuelles”, zinterpretowanego fałszywie poza jego kontekstem i zdeformowanego, jak to zobaczymy. Ponadto, Bractwo Świętego Piusa X nie uznaje prawowitości mszy po francusku, twarzą do ludu, jak to zostało oficjalnie zaproponowane kapłanom diecezjalnym przez x. de la Rocque jako etap [przejściowy], w liście towarzyszącym DVD na temat rytu św. Piusa V (cf. wpis „List x. de la Rocque” z 11 lutego 2007 r., na tym blogu)? Tym samym, przy użyciu tych samych środków, mógłbym równie łatwo „udowodnić”, że FSSPX uznaje możliwą prawowitość „mszy Pius-Paweł” rozważanej przez x. Celier (cf. jego książka „Benoît XVI et les traditionalistes”, zaakceptowana przez x. de Cacqueray), jak i tysiąc innych podobnych rzeczy... Niech mnie Bóg zachowa od tego rodzaju wątpliwych mieszanek intelektualnych.

Zobaczmy teraz wspomniane zdanie naszego drogiego Współbrata, zanim zostanie postawione prawdziwe pytanie. Chodzi o debatę z Jean-Pierre Denis (tak, o nią!), która ukazała się w „Valeurs Actuelles” z 2 grudnia 2006 r. Wszystko to jest ważne, gdyż to w długim paragrafie, który poprzedza ową kwestię, x. de Tanoüarn przypomina z naciskiem to, co rozróżnia w sposób zasadniczy oba ryty: położenie lub nie nacisku na charakter ofiarniczy mszy. Z tego powodu dochodzi on do konkluzji na rzecz preferencji dla rytu tradycyjnego, która, na tej właśnie podstawie, jest „głęboka, a nie subiektywna czy estetyczna”. Od tej chwili, słowo „prawowitość” użyte w zakończeniu w sposób oczywisty nie może mieć znaczenia, które nadaje mu x. de Cacqueray, w pomieszaniu z prawowiernością. Analogicznie używa on, odnośnie prawa liturgicznego Kościoła, który jest z ustanowienia Bożego, znaczenia, które podaje słownike Larousse'a: „który ma właściwości wymagane przez prawo”. Lub pierwszego znaczenia danego przez mały słownik Robert: „który jest prawnie uzasadniony, uświęcony przez prawo”.

Zacytujmy x. de Tanoüarn: „Powiedziawszy to, jeżeli w sposób oczywisty, w imieniu owej preferencji [dla rytu tradycyjnego], wyklinamy wszystkich innych i mówimy, że odnowiony ryt nie jest prawowity, nie mamy nic do roboty w Kościele”. Jest więc czymś oczywistym, że termin „prawowity” zastosowany w tym zdaniu dla zaklasyfikowania nowego rytu, oznacza po pierwszego jego przyczynę wykonawczą (causa efficiens), władzę kompetentną w tym zakresie, a także jej prawo do ustanawiania praw w tej dziedzinie. Stosowanie tego cytatu w celu włożenia w usta x. de Tanoüarn (a przez jego, jak to widzieliśmy, w usta wszystkich kapłanów Instytutu!) twierdzenia iż nowy ryt jest całkowicie dobry, jest po prostu oszustwem. Przyglądając się uważnie, jest to traktowanie swojego kuzyna za jak durnia, który potwierdza coś, co zanegował w całym poprzednim paragrafie. Wziąwszy pod uwagę wyłącznie aspekt prawodawczy, słowo „prawowity”, w języku francuskim ma jako pierwsze znaczenie słowo „legalny”. Ośmielam się ufać, zawsze po tym względem, że Bractwo omawia się za tą tezą.

Swoją droga, x. de Tanoüarn wyjaśnia w jednym z artykułów w nr 8 czasopisma „Objections”, na s. 18, zastosowany przez niego termin: „To, na co trzeba najpierw zwrócić uwagę, bardziej niż zabarykadować się na pozycjach jednych czy drugich, to prawowitość, którą posiada każdy, aby określić siebie katolikiem”. Jeżeli odnosimy się więc do intencji autora, to przez prawowitość nowego rytu rozumie on samą konstytucję Kościoła, która gwarantuje, że ci, którzy poprawnie zachowują ten ryt, nie mogą przez nikogo być określeni jako członkowie (czy słudzy) nieprawowici Kościoła rzymskiego. Zależy od tego wzajemny szacunek i uspokojenie nastrojów między katolikami, będące w samym sercu dyskusji doktrynalnych o Mszy.

Jeszcze inna równie ważna uwaga rzuca się na oczy: to, co x. de Tanoüarn nazywa prawowitością odnosi się konkretnie, nie do domniemanego obowiązku odprawiania owego nowego rytu, ale po prostu do jego ważności, uznanej samej w sobie, w jej podstawach, przez Bractwo Świętego Piusa X, również jak i brak formalnej herezji w jego zawartości – co nie oznacza, że owa zawartość jest dobra i bez zagrożeń. Wszystko ma na celu ukazanie tego, w rzeczywistości: jeżeli mogłoby się zdarzyć, że ryt powszechny, promulgowany przez kompetentną władzę, byłby nieważny i formalnie heretycki, to wtedy bramy piekielne przemogłyby Oblubienicę Jezusa Chrystusa. Jest to niemożliwe. Zmysł wiary, który wierni posiadają w znacznie lepszym stopniu niż teolodzy, głośno to ogłasza.

Zachęcam więc naszego drogiego Współbrata, x. de Cacqueray, do przypomnienia sobie przysięgi, którą sam musiał złożyć na ten temat przed jego święceniami, potwierdzając, to prawda, niejasność w wyrażeniu wiary i świętych misterium, lecz uznając wewnętrzną „ważność” i „brak formalnej herezji” we Mszy Pawła VI. Składając tę przysięgę wymaganą w Ecône od przyszłych kapłanów, księża Bractwa zawsze przysięgali, iż w ten sposób uznawali prawowitość nowego rytu, zdefiniowaną tak, jak to zostało wspomniane: ryt promulgowany przez kompetentną władzę Kościoła, w konsekwencji wolny od formalnej herezji i sam w sobie ważny – przez co zaprzeczenie własnych słów oznaczałoby nie tylko wątpienie w boskie ustanowienie Kościoła, ale i także krzywoprzysięstwo...

Należy więc być jasnym i precyzyjnym w konstruktywnej krytyce teologicznej, proponowanej przez was i przez nas, a dotyczącej reformy liturgicznej. Potwierdzamy, że zniesienie w 1970 r. rytu gregoriańskiego, poprzez metodę faktów dokonanych, a nie prawo, było w sposób ciężki bezprawne, jak to udowodnił aneks do książki „Le Problème de la réforme liturgique[przyp. tłum.: jest także w j. polskim], która ukazała się w 2001r., oraz jak to uznali liczni kardynałowie. Czyż to nie owa skrajna bezprawność nie skłoniła abpa Lefebvre do prawowitego „nieposłuszeństwa”, poprzez wykluczenie samego z siebie z fałszywego obowiązku odprawiania nowego rytu (cf. rozdz. 13 książki x. Héry, „Non lieu sur un schisme”)?

Dalej twierdzimy, że reforma Bugniniego i Pawła VI, ze względu na jej zawartość, a nie autorytet ją promulgujący, „oddala się w sposób rażący od katolickiej teologii Mszy świętej sformułowanej przez Sobór Trydencki”, tak, jak stwierdzili w swoim czasie kardynałowie Ottaviani i Bacci. Wsadzać w usta Instytutu Dobrego Pasterza inne słowa jest zniesławieniem, które musi zostać naprawione.

(zobacz oryginał)

poniedziałek, 9 kwietnia 2007

"Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił" ?

Drogi Księże,
w czasie trwającego Wielkiego Tygodnia sprawiało mi trudności zrozumienie dokładnego znaczenia słów wypowiedzianych przez Naszego Pana na krzyżu: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”
Myślę sobie, że to natura ludzka Naszego Pana się wypowiada. Lecz skoro on sam jest Bogiem, jak może czuć się opuszczony przez swoją własną boską naturę, która tym bardziej i oczywiście sama go nie opuściła?

Z wyrazami szacunku,
Charles-Henri Quilliard
Paryż

Drogi Karolu-Henryku,

to zdanie Naszego Pana na krzyżu jest z pewnością najbardziej tajemniczym ze wszystkich wypowiedzianych przez Naszego Zbawiciela. Będzie zadziwiało i zaskakiwało każde pokolenie chrześcijan aż do chwili, kiedy w niebie pojmiemy miłość, jaką jesteśmy kochani przez Ojca i Syna w Duchu Świętym. W oczekiwaniu na to, nie jest rzeczą niepożyteczną, zarysować kontury teologiczne, aby nas ono nie gorszyło, tam nawet, gdzie miłość Boga osiąga swój punkt kulminacyjny.

Niektórzy zadowalają się powiedzeniem, że Nasz Pan wypowiedział na krzyżu w sposób kompletny psalm 21, którego to zdanie jest pierwszym wersetem. Poza tym że takie stwierdzenie nie jest do udowodnienia przez Ewangelię (wprost przeciwnie), zakłada ono, że Nasz Pan nie uczyniłby swoimi wszystkich i każdego z osobna ze słów, przypisywanych Mu przez ewangelistów na krzyżu. Stwierdzamy, że nasz Pan rzeczywiście wypowiedział to zaskakujące zdanie, ponieważ tego chciał, o tym myślał, tak cierpiał…

Zatem, jak ukochany Syn Boży, przedmiot upodobania Ojca, cieszący się zawsze poznaniem boskiej istoty aż do ostatecznych granic możliwości Jego ludzkiej duszy i potwierdzający bezustannie w Ewangelii swoje istotowe zjednoczenie z Bogiem (Ojciec i Ja Jedno jesteśmy), może, choćby na chwilę, poczuć się opuszczonym przez Niego. Zauważmy, że kiedy Nasz Pan mówi o Bogu, wskazuje na Ojca, pierwszą osobę Trójcy Świętej, z Którą, w Duchu Świętym, dzieli boskość, potęgę, chwałę, szczęście; krótko mówiąc, wszystkie wieczyste atrybuty jedynej natury boskiej… Co jeszcze bardziej komplikuje zagadnienie!

Trzeba jednak zauważyć, co w niczym nie rozwiązuje zagadnienia, że Jezus mówi tu jako człowiek, zgodnie ze swoim człowieczeństwem. Zdanie to nie miałoby żadnego sensu i byłoby czystą i zwykłą negacją istotowej jedności Trójcy Świętej, gdyby uznać, że jest ono wypowiedziane podług Jego boskości. Chrystus Bóg ma dwie natury i działa zgodnie z jedną lub drugą (nigdy według dwóch na raz), mimo że cały czas to Jego jedna osoba Słowa Bożego działa przez jedną lub drugą (naturę).

Jezus, jako człowiek, którego św. Paweł ośmiela się nazywać w Liście do Tymoteusza „homo Jesus-Christus”, został rzeczywiście opuszczony przez Boga (rozumianego jako trójca; Jezus nie mówi „Ojcze mój, Ojcze mój, czemuś mnie opuścił?”, lecz „Boże mój, Boże mój”, ewidentny dowód, że mówi jako człowiek. I jaki paradoks (!), ze swoim Ojcem Jezus jest jedno (z natury), podczas gdy jest ich dwóch (jako osoby); z Bogiem (także z naszym Bogiem!) jest ich dwóch, mimo że ich zażyłość i jedność jest samym fundamentem naszej Nadziei w Nim.

Zatem to właśnie ta zażyłość i jedność „człowieka Jezusa-Chrystusa” z Bogiem jest zerwana podczas męki i sprawia, że Nasz Zbawiciel jest u szczytu cierpienia, punktu kulminacyjnego swego bólu, tak więc i swej miłości do nas. W tym miejscu powinniśmy odwołać się do św. Pawła, ośmielającego się (ciągle to właśnie on) na wywołujące wiele oddźwięku zagłębienie się w tę tajemnicę opuszczenia (… mówią uczenie teolodzy) Syna Bożego. Zauważmy mimochodem, że gdyby zerwanie z Bogiem sprawiałoby nam ból, bylibyśmy dobrymi chrześcijanami…

Święty Paweł, ten faryzeusz i ekspert odnośnie Pisma Świętego, odkrywa Wiarę w Jezusa na drodze do Damaszku w sposób gwałtowny i pełny nadzwyczajnego światła. Strawi lata, aby poczynić syntezę między tym, co wie o Chrystusie teoretycznym Starego Testamentu, a tym, co widział, jeśli chodzi o rzeczywistość Chrystusa zmartwychwstałego, otoczonego taką chwałą, przy której słońce Wschodu nie jest niczym innym, jak gęstymi ciemnościami… To, że zostaliśmy zbawieni przez Mesjasza skazanego na śmierć oraz „zaliczonego w poczet złoczyńców” już stanowiło rewolucję w głowie tego Żyda, który w judaizmie górował nad wszystkimi jemu podobnymi. Ale jedno zdanie z Księgi Powtórzonego Prawa (Pwt 21, 22-23) go gorszy: „przeklęty, który wisi na drzewie”. Dotyczyło ono skazanych na śmierć wyjątkowo haniebną. Trzeba było spieszyć się z pochowaniem tego zmarłego przed zapadnięciem nocy ponieważ „wiszący jest przeklęty przez Boga”, czyni nieczystą ziemię, dziedzictwo Boga. Jak można być zbawionym przez przeklętego?

Ten właśnie tekst pozwolił św. Pawłowi zrozumieć, jak daleko sięgała Męka Pana. Dwa teksty Apostoła odnoszą się do tej kwestii: „On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu” (2 Kor, 5, 21) oraz „Z tego przekleństwa Prawa Chrystus nas wykupił – stawszy się za nas przekleństwem, bo napisane jest: Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie” (Gal 3, 13).

Z obydwu tekstów wynika, że Chrystus nie tylko poniósł karę za nasze grzechy, przez cierpienia fizyczne i duchowe Swej męki. Poznał, dzięki swej szczególnej przenikliwości pochodzącej z jednej strony ze niewinności, z drugiej zaś z Jego całkowitej zażyłości z Bogiem, sprawiedliwe potępienie i przekleństwo grzesznika. Sam bez grzechu, poniósł mimo to najstraszniejszą konsekwencję grzechu: potępienie, winę, grzech grzesznika; gdyby nie to, zresztą, można by zawsze powiedzieć, że nie poniósł On, doznał i wycierpiał tego, co najgorsze w grzechu… W niewinności zawsze znajduje się nieskończone pocieszenie, którym Chrystus, z miłości do nas, nie chciał być pocieszony. Jedynie grzesznik może wiedzieć i cierpieć, co kosztuje bycie nim [grzesznikiem], w samym odniesieniu do Wiary, mówiącej mu o jego skrajnej nędzy. Zawsze można oskarżać „biednych” grzeszników i modlić się za nich; sprawiedliwy, bez szczególnej łaski, nie może postawić się na ich miejscu i cierpieć tyle, co oni. Kiedy Pan z wysokości krzyża wydaje ten rozdzierający krzyk „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”, to dlatego, że naprawdę cierpi tak, jak gdyby był grzesznikiem, On, Święty nad Świętymi, [cierpi] pod nieznośnym – szczególnie dla Niego – ciężarem grzechu.

Nie przeszkadza to w niczym, wprost przeciwnie, że On jest i pozostaje Synem błogosławionym według boskiego upodobania. Bluźniercza teologia mówiąca o ojcu, któremu podoba się zmiażdżenie syna pod ciężarem swej sprawiedliwości nie ma tu nic do szukania. Jest to czysty skandal, wymyślony przez najgorszych modernistów w celu oczernienia prawdziwej teologii o Odkupieniu. Zapomina ona po prostu [bluźniercza teologia], że wola boska, która decyduje się na Mękę i akceptuje ją, jest wolą Jezusa jako Syna Bożego, całkowicie tożsamą z wolą Ojca. To Jezus zatem, jedno ze swoim Ojcem i Duchem Świętym, decyduje się jako człowiek na ten niewyobrażalny krok – dla naszego zbawienia. Właśnie dzięki temu środkowi nie tylko zostanie zadośćuczynione nadzwyczaj obficie za nasze winy, ale możliwe będzie wejście Jezusa zmartwychwstałego, jako człowieka, do niezrównanej i dotychczas nieznanej chwały i zażyłości z Bogiem. Powinniśmy w całości zacytować introit z świąt Wielkiejnocy: „Powstałem z martwych i na nowo razem z Tobą, położyłeś na mnie swą rękę i twa wiedza (o mnie) stała się godna podziwu.” Zdziwić się można, że zmartwychwstały Chrystus był tak inny niż wcześniej, prawie że obcy tej ziemi, tak niedotykalny (Maria Magdalena mogłaby powiedzieć coś o tym), tak tajemniczy, że staje się nierozpoznawalny… Z pewnością po tego rodzaju chrzcie został , jako człowiek, raz jeszcze zanurzony w głębi Boga; tak, w innym miejscu! „Wasz Bóg i Mój”, powie do świętych niewiast…

Tajemnica z pewnością na zawsze pozostanie niepojęta, ale postarajmy się zrozumieć przynajmniej trochę lepiej, w jaki sposób zostaliśmy ukochani i że męka Jezusa jest w całości sprawą miłości. Nieskończoną ceną zapłaconą Bogu za nasze grzechy jest nieskończona miłość Chrystusa. Święty Paweł w Liście do Hebrajczyków: „Ofiarował się Bogu przez Ducha Świętego”.


wtorek, 3 kwietnia 2007

Na temat nowej mszy

Proszę Księdza,
Jeden z księży FSSPX powiedział mi kilka miesięcy temu, że nie powinienem przyjmować jako Komunii hostii konsekrowanej na mszy Pawła VI. Według niego, Komunia jest najsilniejszym aktem uznania rytu.

Podobnie, wydawało mi się, że gdzieś czytałem, iż rektor seminarium FSSPX w Australii zakazał swoim alumnom uczestniczenia w adoracji eucharystycznej, gdzie wystawiona hostia była konsekrowana w trakcie mszy Pawła VI. Jestem trochę zdziwiony, gdyż od 20 lat uczęszczam do kaplic FSSPX, gdzie słyszałem, że o ile uczestnictwo w nowej mszy jest oczywiście odradzane, to kwestie okazjonalnych Komunii i adoracji były raczej zostawiane do osobistej decyzji wiernych...

Przypominam sobie także, że podczas wielu okazji (pielgrzymki, śluby w kościołach parafialnych) widziałem księży Bractwa udających się do tabernakulów sanktuarium, aby udzielić Komunii wiernym. Stąd są moje pytania:
- Jaka była „oficjalna” pozycja FSSPX na ten temat w latach 80/90? Czy ta pozycja uległa zmianie?
- Jaka jest aktualna pozycja IDP?
Z góry dziękuję za odpowiedź i proszę wierzyć w moje pełne szacunku i nie mniej czułe uczucia,

D Balter
Nantes

Drogi Panie Balter,

pyta się mnie Pan niejako, jakie jest stanowisko Bractwa św. Piusa X na temat postaci eucharystycznych. Oczywiście moją pierwszą reakcją było skierowanie Pana do nich z tym pytaniem. Nie mam przecież żadnego mandatu, by odpowiadać w imieniu Bractwa, nawet jeśli dziennikarze od lat czterech nie przestają mnie traktować jako „rzecznika” rzeczonego Bractwa. Lecz zanim dziennikarz pojmie jakąś kwestię religijną – jak to mówią – kaktus na ręce wyrośnie!

Aby Pana rozśmieszyć – anegdotka. W roku 1995, podczas pielgrzymki do Chartres, dziennikarz FR3 zaczepił mnie i pyta się, czy nie mógłby się spotkać z abp. Lefebvre’m (zmarłym w 91, jak wszystkim wiadomo, za wyjątkiem tego specjalisty). Poprzestałem na odpowiedzi, że Ekscelencja jest trochę zmęczony, ale że – jeśli tego chce – mogę mu zorganizować wywiad z obecnym tu sędziwym Piusem V, cieszącym się jeszcze większym poważaniem. Towarzyszył mi od jednej grupy pielgrzymów do drugiej przez chwilę, aż do kiedy obróciłem się, aby mu powiedzieć, iż jeden[z nich] nie żyje od czterech lat, a drugi od czterech stuleci.

W nie tak odległym czasie, kiedy służyłem Bogu w Bractwie, nauczano w następujący sposób (nie ma żadnego powodu, żeby nastąpiła jakaś zmiana od tej pory): nowa Msza, odprawiana według rubryk mszału Pawła VI, pomijając niepoważne, czy bluźniercze aberracje celebransów, jest ważna. Stąd szacunek i adoracja należne postaciom eucharystycznym są całkowicie podobne tym, które są owocom Mszy gregoriańskiej. Bez zajmowania się analizą teologiczną, odnoszącą się do samych rytów – znacznie odmienną.

Powie mi Pan, że nigdy nie wiadomo, co też dany kapłan mógł wymyśleć podczas swej ostatniej celebracji (co, niestety, jest prawdą), zakładając przy tym jego dobrą intencję; pod tym względem jestem zdecydowanie tomistą, człowiekiem mającym po prostu intencję czynienia tego, co czyni. Nie powinniśmy, salvo meliore judico, wydawać osądu o tej hipotezie, uwzględniającej wyłącznie niedającą zweryfikować się okoliczność, a trzymać się zasady moralnie prawdopodobnej. Przypominam Panu, że prawdopodobieństwo, w sensie tomistycznym, jest z grubsza biorąc wystarczające, a nawet wymusza działanie moralne. Konkluzja jest jasna i bezdyskusyjna, jeśli się zostawi na boku nastroje chwili: oddanie czci i użycie postaci eucharystycznych jest równorzędne, biorąc pod uwagę ich konsekrację, w starym, czy nowym rycie. Co, powtórzę jeszcze raz, nie dotyka głębokiej różnicy teologicznej obu rytów jako takich. Gotowy jestem odwołać swoje słowa w tym względzie, jeśli komuś uda się uwodnić, że jest przeciwnie, a mianowicie, że: zakładając ważność nowej Mszy i biorąc pod uwagę zasady moralności wyżej przywołane, należałoby przyznać postaciom eucharystycznym kult (latria) odmienny, zależnie od rytu Mszy, podczas którego są konsekrowane.

Proszę zauważyć przy okazji, że nie może Pan być pewnym, co do intencji celebransa, jak tylko w przypadku brak odpowiedniej formy samego rytu (teza tomistów zawsze podnoszona). Odnosi się [ona] do każdego rytu. Zatem, jeśli Pan stwierdza, że ryt, jaki by nie był, jest ważny, nie może Pan sobie pozwolić na ocenę intencji celebrującego odnośnie ważnego sprawowania, rzeczywistej obecności i ponowienia ofiary Pana, dokonanych w tym samym akcie (jak wiadomo). Jedyną sprawą, o którą tutaj chodzi, jest ważność rytu. Przewrotność intencji (która może skończyć się aż czarnymi mszami!) nie ma nic wspólnego z naszą rozmową. Czy to się Panu podoba, czy nie, można by nawet adorować Naszego Pana jako eucharystyczny owoc czarnej mszy, sprawowanej przez ważnie wyświęconego kapłana, który ma intencję czynienia tego, co czyni Kościół i który, oczywiście, korzysta z ważnego rytu.

Może Pan stwierdzić, że IDP, Bractwo św. Piusa X i wszyscy teologowie katoliccy mówią i powinni mówić tym samym językiem, tj. językiem katolickiej teologii i Doktora Kościoła – św. Tomasza z Akwinu. Tylko ci, którzy uznają nową Mszę za nieważną, mogą zachowywać się inaczej. W takim wypadku, drogi Przyjacielu, wylądowalibyśmy w innej galaktyce, która ma to do siebie, iż jej mieszkańcy, ukryci kosmici oraz niepoprawni krypto-sedewakantyści nie ośmielają się, Bogu dzięki, podtrzymywać swojej tezy. Kiedy byłem młodszy, niektórzy śmiało się w to wdawali, jak np. ta odważna kobieta pisząca o tym broszurkę, Maria Davidoglou, czy też ojciec Barbara. Są usprawiedliwieni, gdyż wówczas można było całkiem poważnie zadawać sobie pytanie, co też proboszczom chodzi po głowach. Niech Bóg ma ich w swojej opiece!

Ma Pan tu przedstawione stanowisko motywowane zdrowym rozsądkiem i katolicką Teologią: proszę je zachować.