piątek, 30 marca 2007

Refleksja katolika przywiązanego do Tradycji

Proszę Księdza,
Na początku, proszę być pewnym, że mój list nie jest ani pułapką, ani nie jest powodowany złośliwą, wsteczną myślą! Jest to po prostu refleksja młodego katolika, bardzo przywiązanego do Tradycji i młodego ojca rodziny, niepewnego o przyszłość swoich dzieci...
Moja refleksja jest następująca:
Wydaje mi się, że problem Tradycji nie ogranicza się wyłącznie do Mszy (to byłoby zbyt proste).
Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że Tradycja to przede wszystkim walka przeciwko Soborowi Watykańskiemu II i jego ciężkim błędom!
Arcybiskup Lefebvre mawiał: „ … ten Kościół soborowy jest Kościołem schizmatyckim, gdyż zrywa z Kościołem katolickim wszech czasów. Ma swoje nowe dogmaty, swoje nowe kapłaństwo, swoje nowe instytucje, swój nowy kult, dawno potępione przez Kościół w licznych dokumentach oficjalnych i definitywnych... Ten Kościół soborowy kroczy ścieżkami, które nie są ścieżkami katolickimi; one prowadzą po prostu do apostazji...”
Moje pytanie jest następujące:
Nie sądzi Ksiądz, że przyjmując nowy sobór zaprzestaję Ksiądz walczyć o Tradycję? Nie sądzi Ksiądz, że jest to zaniechanie w obliczu tej trudnej, lecz wspaniałej bitwy o Kościół?
Nie sądzi Ksiądz, że zdradza Ksiądz swoje trzydzieści lat walki o Tradycję, dostosowując się do Kościoła soborowego?
Z góry dziękuję za Księdza odpowiedź i światło, które w tym temacie Ksiądz mi przyniesie.
Proszę być pewnym moich modlitw.
Proszę przyjąć, Szanowny Księże, zapewnienia o moich uczuciach pełnych szacunku.
Louis d'Ogny
Paryż

Szanowny Panie,

nie podejrzewam Pana w ogóle o jakąkolwiek złośliwość i Pańskie słowo mi wystarczy w tym względzie. Jest Pan za to bardzo źle poinformowany; bez tego nie mógłby Pan napisać, że akceptujemy sobór. Gdzie Pan to przeczytał? Kto Panu to podszepnął? Tymczasem wszystkie nasze deklaracje, oficjalne dokumenty i ten blog mówią Panu o czymś przeciwnym … bardzo to dziwne, mimo wszystko, i zastanawiam się, jakim wpływom musi Pan ulegać.

Zdanie abp. Lefebvre’a, na które się Pan powołuje, jest prawdziwe jako stwierdzenie faktów. Ten prąd zajadłych modernistów, który wdarł się do Kościoła wykorzystując sobór, popchnął miliony dusz w kierunku cichej apostazji. Tak, to wszystko jest prawdą, przerażającą prawdą.

Lecz teraz pora, bym ja postawił Panu pytanie. Czy istnieje kościół soborowy? Jeśli tak, proszę mi go zdefiniować teologicznie. Jakie są kryteria przejścia od kościoła soborowego do Kościoła Katolickiego, który – jak Panu wiadomo – założył Nasz Pan Jezus Chrystus przed około dwoma tysiącami lat? Czy ten ostatni istnieje obecnie? Kim są jego biskupi? Kim jego papież?

Wypadało, jak Pan widzi, żeby jakiś biskup katolicki miał odwagę i łaskę zahamowania tego szaleństwa, które udzieliło się duchowieństwu w latach 60 i 70-tych. On to czynił, i to dobrze, aż do końca. W tym szczególnym wypadku jego charyzma odeszła wraz z nim, nawet jeśli są tacy, co jej nie mają, a zabierają się do głoszenia słów, które brzmiały dobrze tylko w jego ustach. Uczniowie Jana Chrzciciela wątpili i ten głos Słowa nie miał następcy. Nie wypełnia się miejsca po Mojżeszu, po Samuelu, po Dawidzie (nawet jeśli się nazywa Salomonem), po świętym Pawle (nawet jeśli się nazywa Tymoteuszem), po Joannie D’Arc, czy świętym Wincentym Ferrier… Chcieć zatrzymać bieg rzeczy przez tego typu próby, jest przeciwne Bożemu planowi i mądrości, po prostu.

Ale uwaga, jest coś poważniejszego. Wola odnowienia teologii katolickiej przez opieranie się na zachowaniu jakiegoś świętego, jest już nie tylko nostalgicznym spojrzeniem, lecz może stać się doktryną heretycką, zachowaniem schizmatyckim. Co do łaski skutecznej, Janseniusz i Saint Cyran mieli rację wbrew ówczesnym jezuitom dlatego, że byli oni tomistami. Czy z tego powodu pójdziemy dalej i usprawiedliwimy traktat o częstej komunii, fanatycznych jansenistów z Saint Medard, szaleństwa Quesnela i rewolucjonistów z 89, w połowie jansenistów? Nawet jeśli cud świętego ciernia miałby być autentyczny… Zeloci otaczający pierwszego biskupa Jerozolimy byli wierni aż do śmierci tego sławnego „kuzyna” Pana i niezaprzeczalnych apostołów; ale stali się dobrze znaną sektą polityczno-religijną, nazareńczykami, która kilka wieków później będzie u początków islamu… Od przykładów tego rodzaju roi się w historii Kościoła, kiedy to charyzma bohatera, który odszedł, ustępuje miejsca heterodoksyjnemu majsterkowaniu. Chyba że schroni się pod skrzydła Magisterium Kościoła.

Kończąc – zdaje się Pan mówić, że rezygnujemy w obliczu zła, przechodząc po prostu do obozu wroga. Oczywiście, ciągle to założenie, gdy mowa o soborze, podczas gdy obdarza nas Pan zaufaniem, jeśli chodzi o Mszę. Odpowiem na to, że w wojnie pozycyjnej, jaka wydaje się Panu jedynie możliwa, jest dużo więcej lenistwa i strachu niż w ofensywie dążącej do wyprostowania linii frontu, odzyskania terenu i uczynienia dzisiejszych nieprzyjaciół przyszłymi przyjaciółmi. Tutaj trzeba odwagi, uporu, wyzbycia się strachu i – jak się dobrze zastanowić – dużo większej wierności. Oto, co trzeba przekazać Pańskim dzieciom; u nas nazywa się to duchem misjonarskim, który był drogi abp. Lefebvre’owi.

Pozostaję złączony w modlitwie w Panu Naszym, życzę radosnych świat Wielkanocnych.


środa, 28 marca 2007

Odnośnie książki „Benedykt XVI i tradycjonaliści”

Proszę Księdza,
Jestem jednym z Księdza dawnych parafian i muszę Księdzu powiedzieć, że bardzo uważnie śledzę rozwój Instytutu Dobrego Pasterza. Podziwiam Księdza dzieło i modlę się, aby Dobry Bóg zsyłał nań wiele łask.
Chcę tylko zadać Księdzu jedno pytanie, odnośnie ostatniej książki x. Célier „Benedykt XVI i tradycjonaliści”. Przyznam Księdzu, że jeszcze jej nie przeczytałem. Pomimo tego, słyszałem, że Księdza współbracia w kościele św. Eligiusza reklamowali ją ostatniej niedzieli w czasie mszy.
Czy może mi Ksiądz powiedzieć co o niej myśli? Czy x. Célier przedstawia coś nowego, zmianę podejścia względem Ojca Świętego? Czy nowe tezy są rozwinięte?
Dziękując Księdzu, proszę przyjąć najlepsze wspomnienia paryżanina, który modli się za Księdza
Gérard Morizet
Paryż

Szanowny Panie,

nawet dobrze się składa, że zadał Pan to pytanie, jako że kończę lekturę książki ks. Gregoire’a Celiera i Oliviera Pichona. Mało powiedzieć, że ją przeczytałem – raczej ją pożarłem, podróżując w TGV do Paryża. Pierwsze osiemdziesiąt stron przeczytałem bez pośpiechu; jakie by nie były pasjonujące, biografie tych autorów właśnie opóźniają dotarcie do sedna sprawy. Są nawet nie na temat, jeśli ktoś chce wiedzieć, otwierając książkę, jakie są stosunki pomiędzy „Benedyktem XVI a tradycjonalistami”.

Co do treści, muszę pochwalić odwagę i prawość ks. Celiera (mam nadzieję, że moje wsparcie nie będzie mu wypomniane – byłoby mi przykro z tego powodu!). Można nawet powiedzieć, że dokonuje tym prawdziwego wyczynu, które wielce przynosi zaszczyt mu, jak i wspólnocie, której poświęcił swoje życie – Bractwu św. Piusa X. Wprawdzie podkreśla, że to jego osobiste przekonania i że książka nie stanowi oficjalnej wykładni instytutu. Niech tak będzie. Ale otrzymał konieczne pozwolenia, a książkę polecają jego przełożeni. To wyśmienita rzecz dla każdego.

Najpierw zawiera ona coś, co możemy nazwać stylem „Celiera”. To język bezpośredni, precyzyjny, rozbawiony i zabawny nawet w rzeczach samych w sobie bardzo poważnych, to chęć bycia zrozumiałym dla czytelników, uwieńczona powodzeniem (kiedy wielu autorów uważa za powód do chwały, że brzmią tajemniczo, aby udowodnić nie wiadomo jaką wyższość, jak gdyby Boileau nigdy przez to nie przeszedł). Język odważnie współczesny – daleki od tego, by mi się nie podobać – jest konsekwencją, z której się nie chełpimy ani jeden, ani drugi (przeciwnie), tj. uczęszczania do szkoły świeckiej. Jest to może jakieś nieporozumienie, ale żadna tragedia. Całość sprawia wrażenie książki pogodnej, zdolnej przedstawić, to co istotne odważnie i optymistycznie. Ksiądz nie gra tu komedii, ale i nie wpada w czarnowidztwo; jakiż powiew świeżego powietrza w tym tak posępnym świecie.

Jeśli chodzi o treść, brak tu żartów. Zagadnienia traktowane są w sposób przejrzysty, nawet te najbardziej kłopotliwe, a odpowiedzi szczere. Dzięki dla p. Pichona za bycie tak często adwokatem diabła (czasami trochę wspólnikiem dla swojego klienta!), czym się chełpi. Lecz ksiądz potrafi zachować równowagę pomiędzy własnymi aspiracjami, z pewnością uzasadnionymi, a stanowiskiem Bractwa. Uwaga! W żadnym wypadku nie mówię, że on ich nie podziela, czy że niechętnie. To oznaczałoby, że oskarżam go o dwulicowość i nielojalność, gdy tymczasem zasygnalizowaliśmy coś przeciwnego: jego szczerość i lojalność. Może Pan powie – czy też ta książka nie jest niczym innym, niż przedstawieniem stanowiska Bractwa odnośnie stosunków z Rzymem, dodatkowo w stylu „Celiera”? Nie do końca.

Styl „Celiera” znacząco zmienia widzenie różnych spraw. Ksiądz ukazuje je w perspektywie poprawy, podczas gdy inni z radością i dumą (lub raczej swoją wygodą) starają się, aby pozostały one tak, jak były. Jego dogłębne, będące wyrazem sprzeciwu, zwrócenie się ku Tradycji, nawet do samych jej podstaw, pozwala mimochodem – poprzez cytowanie faktów i opinii – na zdanie sobie sprawy z wagi i przedmiotu dyskusji. Z tego względu młodzi, którzy nie znają tych czasów, powinni koniecznie przeczytać tę książkę: dowiedzą się tu wprost o znaczeniu tej niewyobrażalnej sytuacji w Kościele i o jej istotnych powiązaniach wokół kwestii rzymskiej. Czytając księdza, czuje się, wie się od początku, że pozycje nie są ustalone nieubłaganie, gdyż takie być nie mogą pod groźbą śmierci Tradycji, którą chcemy ocalić. Od razu wiadomo – gdy tymczasem wielu jej obrońców zapomina o tym – że Tradycja (jako ruch) biegnie nieubłaganie w kierunku „happy endu”, ponieważ jest on jedynym możliwym rozwiązaniem, aby ponownie włączyć ją do Kościoła (jako źródła Objawienia). Jakie by nie towarzyszyły temu okoliczności, przezorność, czasy i ludzie. To główne przesłanie książki wydaje się Panu banalne? Tym lepiej dla Pana! Na pewno nie jest ono takie dla niezliczonych tradsów, którzy – zmęczeni trudem lub bazując na swoim doświadczeniu społecznym – nie mają ochoty na rozważenie tego, co należałoby uczynić, gdyż zapomnieli, do czego mogłoby ono służyć. Książka ta jest dla wszystkich dobrą kuracją odmładzającą.

Można również dorzucić, że optymizm księdza pozwala na lepsze zrozumienie argumentów przedstawianych przez jego przełożonego generalnego i czyni je przystępnymi. Proszę stąd wnioskować o jego wierności… Długość i złożoność procesu zbliżenia z Rzymem, poza tym że rolę odgrywa w nim szczególna osobowość nowego papieża, byłyby bardzo zniechęcające, podczas gdy tutaj są one bardzo zachęcające! Warunki wstępne (Msza dla każdego księdza i zniesienie ograniczeń) tracą zdecydowanie charakter odgórnych dekretów, gdyż są dane ponownie dla dobra wspólnego Kościoła. Przestają być gotowym ubrankiem dla tradsów (które zresztą okrywało wyłącznie innych!) stając się szytymi na miarę Kościoła Chrystusa. Rozważane jest – o ile będzie taka prośba – zdjęcie dekretu o ekskomunice, który niezaprzeczalnie istnieje, chociaż zawsze uważało się, że ekskomunika była nieważna; do tej pory tak uważałem i uważam. Rozważa się raczej staranne przejrzenie postanowień soboru, aby wyprowadzić Kościół z tego impasu, niżby miano się zadowolić powtarzaniem, że jest on całkiem zatruty (co jest prawdziwe w odniesieniu do ducha, ale papież potępił to szalbierstwo). Wydaje się, że jest się zdecydowanym raczej na uregulowanie statusu soboru i jego odchyleń, niż powtarzanie bez końca i bez precyzyjnych cytowań, że kolegialność, ekumenizm i wolność religijna są aberracjami (czym są w istocie). Włącza się mowę papieża do kurii z 22 grudnia jako możliwy sposób rozwiązania, aby rozbroić sobór i przywrócić Magisterium jemu samemu itd.….

Krótko mówiąc, szuka się rozwiązań tam, gdzie wydawało się, że jest się zadowolonym ze stwierdzenia faktów. Bierze się pod uwagę zastosowanie terapii tam, gdzie myślano tylko o diagnozie lub – ściślej mówiąc – o wymachiwaniu werdyktem. W tamtym przypadku chce się zostać na swojej (słusznej) pozycji; tutaj, chce się wyjść z kryzysu i służyć Kościołowi.

Nie ma zarówno w faktach, jak i książce księdza Celiera cudownych rozwiązań. Bóg Jedyny zna koniec, jak wiadomo. Ale proszę popatrzeć, jak – tymi samymi argumentami z przeszłości i dzisiejszymi – ksiądz Celier ukazał nam całą swoją wierność własnemu Instytutowi, swoją pozycję niezłomną i przenikliwą w każdym calu, i to w Nadziei, którą wszyscy żywimy w naszej Wierze. A jeśli się myśli, że kryzys będzie trwać jeszcze długo, co jest bardzo możliwe po tym wszystkim, niestety, jest to jeden powód więcej, aby formować ludzi w tym życiowym optymizmie, który widzi światełko w tunelu. Był to z pewnością stały punkt widzenia Jego Ekscelencji Lefebvre’a i serdeczne dziękuję drogi Księże za to, że pozwoliłeś nam zanurzyć się w nim tak niespodziewanie, tak otwarcie i radośnie. To lektura obowiązkowa.

piątek, 23 marca 2007

Kuszenie ostatniej godziny?

Drogi Księże Laguérie,

Poznałem Mszę Tradycyjną w kościele St Nicolas-du-Chardonnet w 1988r. Było to w trakcie trzeciego roku moich studiów po francusku. Później, zbliżyłem się do jednej wspólnoty sedewakantystycznej. W 1998r. ostatecznie porzuciłem pozycję sedewakantystyczną.

Problem (i powód, dla którego piszę do Księdza): jestem w trakcie lektury „Wprowadzenia do chrześcijaństwa”, książki, którą Bp Tissier de Mallerais określił rok temu jako: „przepełnioną herezjami”. Nieszczęśliwie, podzielam zdanie Bpa Tissier de Mallerais.

Podsumowując, Pisę do Księdza, aby Księdza poprosić o udzielenie mi rady na temat tej książki, napisanej przez papieża w 1968r. Nie wiem, czy Ksiądz ją czytał. Czy byłoby dobrym pomysłem pogłębienie pojednania? Czy lektura tej książki stanowi kuszenie ostatniej godziny? W każdym bądź razie, czuję, że mam niezdecydowane sumienie.

Pan O’Neil
USA

Szanowny Panie,

nie czytałem książki Papieża, o której Pan mówi, chociaż przeczytałem kilka innych, starszych. Nie czytałem również refleksji bp. de Mallerais na ten temat. Mimo to odpowiem na Pana pytanie, ponieważ wygląda ono rzeczywiście na zadane poważne i nie można zaprzeczyć Pańskiej oczywistej szczerości.


To że Papież w przeszłości – niezależnie od wpływów jakie posiadał, biorąc pod uwagę zajmowane przez niego prestiżowe stanowiska – prezentował teologię zaskakującą, a nawet trudne do wytłumaczenia twierdzenia (jak np. jego ekstrawagancka, powiedzmy, hermeneutyka, mówiąca o znaczeniu, jakie należy nadać twierdzeniu o boskości Jezusa Chrystusa) jest faktem historycznym. Można to opłakiwać, lecz z pewnością nie należy na tej podstawie wyprowadzać bieżących wniosków o obecnie panującym Papieżu. Taka postawa byłoby głęboko niesprawiedliwa, fałszywa i bardziej skandaliczna, niż zło, które pragnie ujawnić. Już to wyjaśniam.

Jest rzeczą uprawnioną szukać w przeszłości intelektualnej danego człowieka powodów jego aktualnych wyborów, aby dzięki temu znaleźć przyczyny, szukać wyjaśnień i sposobów rozumienia. Bardzo często takie postępowanie wiele wyjaśnia. Któż może pojąć Rousseau i jego „Emila”, nie wiedząc, że ten „wszystkowiedzący” w sprawach edukacji wcześniej umieścił piątkę swoich dzieci w sierocińcu? Kto zrozumie Nietzschego, jeśli nie ma pewnego pojęcia o otchłani beznadziei takiego Schopenhauera, o myśli niemieckiej w ogólności, a luterańskiej w szczególności? „Świat to nic więcej niż wzajemne pożeranie się bez końca”. „Wy, którzy tu wchodzicie, porzućcie wszelką nadzieję”. Nawet piekło Dantego to tylko club-med. [Club Méditerranée: luksusowy ośrodek wczasowy francuskiego potentata na rynku turystyki zorganizowanej – uwaga tłumacza] wziąwszy pod uwagę ohydę tej myśli.

W przeciwieństwie do tego, próba wtłoczenia człowieka w determinizm intelektualny, w ramach którego jego myśl wczorajsza ma rzutować zawsze na myśl przyszłą, zaś jego czyny obecne zawsze mają być dyktowane przez przeszłe, jest nie tylko fałszywa i niesprawiedliwa – już w obliczu natury jest potworna (tak właśnie, potworna), tym bardziej w obliczu łaski. Powraca się do autorów z przeszłości, prawdziwych zdechłych ryb płynących z prądem, mających za dewizę tę sentencję Baudelaire’a: „Co dzień niżej, do Piekieł unosimy kroki !”. Nieubłagany nie jest słowem katolickim.

Ludzka życzliwość i chrześcijańskie spojrzenie pobudzają nas do czegoś przeciwnego, ściśle biorąc. Bogu niech będą dzięki. Nie ma nic nieubłaganego w drodze życiowej człowieka, jaka by ona nie była. Czy się wznosi, czy opada, czy wiedzie w kierunku światła albo się od niego oddala, jest wierna albo ukrywa się przed łaską – nic nie jest wyznaczone, ani przez niego samego, ani przez Boga. Determinizm, szczególnie ten intelektualny, jest herezją wielokrotnie potępianą.

Po sprecyzowaniu powyższym i powracając do Papieża – uważam za głęboko niesprawiedliwe opieranie się na pismach człowieka, które mają lat pięćdziesiąt i więcej, aby wnioskować z nich jego intencje i obecne decyzje; zważywszy, że bardzo młody ksiądz Ratzinger stał się bardzo szybko sekretarzem Ojca Karla Rahnera, najsławniejszego teologa i eksperta Soboru, którego wybuchową teologię o Kościele „anonimowych chrześcijan” dobrze znamy. Czy wybrał sobie tę posadę i to zakotwiczenie? Ten wpływ i warunki? Ten, kto utrzymuje, że może natychmiast przekroczyć myśl swoich mistrzów udowadnia tylko jedno: że nie był nigdy kimś więcej niż bardzo przeciętnym uczniem.

Pójdźmy dalej. Jest szczególnie godne podziwu, że człowiek z upływem lat, nabyciem doświadczenia, odpowiedzialności potrafi dojrzeć, sprostować, doprecyzować, poprawić w razie potrzeby, to co nabył w swoim wykształceniu i podnieść na ten stopień mądrości, tak daleko od punktu wyjścia! Większość „myślicieli” zazwyczaj porusza się w odwrotnym kierunku, wyszedłszy od swoich małych pewności pośpiesznie kończą w mdłym patosie przyzwolenia na wszystko. Papież Benedykt XVI porywa się (prawie) sam i (prawie) przeciw wszystkim w celu przywrócenia nauczania i Magisterium Kościoła w wizji zdecydowanie tradycyjnej , nawet jeśli zadanie to, wyjątkowo trudne i ryzykowne po soborze charakteryzującym się ireniczną dwuznacznością, napotyka na pewnych mącicieli aż do naszych szeregów, którzy odgrzebują te stare poglądy w obliczu faktów, jakie obserwujemy dzisiaj. To wstrętne.

Wziąwszy pod uwagę, że historia usłana jest, na szczęście, wspaniałymi przykładami pięcia się w górę, które – jako że są nieoczekiwane – wskazują na Boże palec. Papież Pius IX na pewno nie był reakcjonistą i jego pierwsze dwa lata pontyfikatu stanowiły raczej kompromis z wrogami Kościoła. Ale zorientowawszy się z kim ma do czynienia, stał się tym gwałtownym i nieustraszonym papieżem od „sylabusa” i „Quanta cura”. Ojcowie Kościoła byli w większości platonikami, co nie było najlepszą filozofią! Kto mógłby [jednak] powiedzieć, że kierowali Kościołem niedbale i nonszalancko? Święty Bernard nie chciał zaakceptować Niepokalanego Poczęcia (wtedy jeszcze nie ogłoszone), lecz życzyłbym każdemu pobożności maryjnej tego opornego [kapłana]. I tak można by dalej wymieniać…

Wszystkie te leniuchy uczyniłyby lepiej, pracując dla Papieża razem z garstką odważnych i gotowych na ryzyko, w celu przywrócenia porządku i jasności w doktrynie, liturgii, życiu Kościoła zamiast uchylać się od odpowiedzialności przez zbędną sofistykę. Oraz dziękując Bogu, że w ciągu mniej niż dwóch lat zmienił się horyzont Kościoła w sposób o tyle spektakularny, co nieoczekiwany. Do tego potrzeba oczu, które widzą i uszu, które słyszą, także serca, a szczególnie inteligencji, by wiedzieć skąd się idzie. Ta gigantyczna praca jest dopiero u początków, przyznaję to Panu, proszę jednak otworzyć oczy – ona się już rozpoczęła! Ujmuje więc Pan bardzo trafnie to zjawisko jako Pokusę ostatniej godziny.

(zobacz oryginał)

środa, 21 marca 2007

Adhortacja apostolska „Sacramentum caritatis”

Proszę Księdza,

adhortacja apostolska „Sacramentum caritatis”, która właśnie się ukazała, w ogóle nie była komentowana w środowiskach Tradycji i w niewielkim stopniu w prasie.

Niektóre fragmenty brzmią tak, jakby szło w dobrym kierunku (żądanie od przyszłych księży już od czasów seminaryjnych, uczenia się zrozumienia i odprawiania Mszy Świętej po łacinie, stosowania tekstów łacińskich i używania śpiewu gregoriańskiego; żaden wysiłek nie powinien być zaniedbany w tym, co dotyczy samych wiernych, aby znali całość wspólnych modlitw po łacinie itd. … itd. …)

Czy byłby Ksiądz na tyle uprzejmy, aby nam skomentować (nawet pobieżnie) ten dokument? Krótko mówiąc, jak go Ksiądz przyjął?

Anne Guyon
Lyon

Droga Pani,

w rzeczy samej, nie będę komentował tego dokumentu w całości, lecz opiszę Pani kilka wrażeń na gorąco. Tym bardziej, że obecnie mamy niemal całkowitą pewność szybkiego pojawienia się „Motu proprio”, która zmieni sytuację.

Lecz na początku, uderzenia wspaniałego serca, może mrugnięcia okiem, kto wie? Proszę samemu osądzić.

Kapłaństwo, jak mawiał św. Augustyn, jest „amoris officium” - urzędem dobrego pasterza, który ofiaruje swoje życie za owce” (nr 23)

Jest niepotrzebnym mówienie jak bardzo zdanie takie jak te, poza tym, że daje każdemu kapłanowi przykładowy model Dobrego Pasterza kończący się w miłości oddającej własne życie, obraca w proch każdą inną koncepcję kapłaństwa, rozumianego jako środek osobistej świętości, zaś jest ono czymś całkowicie odwrotnym: to posługa wymaga i zakłada świętość kapłana. Jestem pewien, że wszyscy moi współbracia z IDP przyjęli to zdanie jako zachętę do dalszego kroczenia z gorliwością po drodze zainaugurowanej 8 września zeszłego roku.

Niech biskupi angażują do pracy duszpasterskiej instytuty życia konsekrowanego oraz nowe kościelne wspólnoty, z poszanowaniem ich własnych charyzmatów i niech wzywają wszystkich duchownych do jeszcze większej dyspozycyjności w służbie Kościołowi tam gdzie są potrzeby (Papież mówi o ogromnym braku kapłanów w niektórych miejscach. Przypis Bloga), również, gdy wymaga to ofiary.” (nr 25)

Wola Papieża jest niezmiernie jasna: wykorzystywać wszystkich możliwych kapłanów, zwłaszcza tym z nowych instytutów, z ich własnym charyzmatem. Jest to prawdziwa, jedyna polityka prawdziwie katolicka, aby wyprowadzić Kościół z „pustynnienia”, które zna w niektórych regionach, jak w naszej biednej Francji. Nie chodzi więc o niesłychaną wizję kościoła „adapowanego” (Neologizm, utworzony na bazie francuskiego ADAP – Assemblée Dominical en Absence de Prêtre – Zgromadzenie Niedzielne pod Nieobecność Kapłana. ADAP są organizowane przez świeckich tam, gdzie nie ma kapłanów. Jest to rodzaj nabożeństwa z lekturą Pisma Świętego i Komunią udzielaną przez nadzwyczajnych szafarzy. - przyp. Tłum.), obecnego wszędzie po trochę z jednym kapłanem, bez wątpienia bohaterskim, w przestrzenie 100 kilometrów. W Imię Boga, czy biskupi francuscy zastosują wreszcie to rozwiązanie, które będzie ich honorem i zbawieniem? O jakich bowiem ofiarach mówi Papież? Bez wątpienia o ofiarach kapłanów, opuszczonych w ten sposób na nierówną walkę względem ich sił. Lecz gramatyka francuska pozwala powiedzieć, że chodzi równie dobrze o tych z grona biskupów (jedyny podmiot zdania z tym przecinkiem, który oddziela resztę), co do których wiemy, że wezwanie skierowane do tych kapłanów nie zawsze jest dla nich czymś miłym. Jeżeli biskupi francuscy, jako kolejni i biorący przykład z Kard. Ricard, chcieliby w tej dziedzinie zastosować tę jasną radę Papieża, zaczynamy marzyć. Około pięćset parafii mogłoby szybko otrzymać kapłanów i ruch w ten sposób wytworzony szybko wypełniłby seminaria. A może jest ideologią, poniżającą w ten sposób wszystkich chrześcijan w obliczu galopującego jeszcze na długo ateizmu, gdy biskupi upierają się w tym, co trzeba jasno określić jak Papież, odwrotem od ofiary? Któż nie widzi, że ta ofiara szybko zmieniłaby się w dumę, pomyślność, wraz z czołowym niepodejrzewanym kapitałem odnalezionego podziwu? Znajdzie się miejsce dla wszystkich, do diabła, a także jeszcze więcej. Jak długo jeszcze będą kapłani bez zajęcia (jak kilku z Bractwa św. Piotra), kiedy kapłan diecezjalny obsługuje 50, 70 czy 100 parafii i kona przy tym niemożliwym zadaniu? Tak, nadszedł czas, biskupi muszą wykorzystywać wszystkich dostępnych kapłanów, nawet za cenę ofiar.

Ten dokument jest tak w całości, jak i w szczegółach wolą powrotu do spójności liturgicznej. Wola przyprowadzenia Tradycji do liturgii, wraz z jej niezmiennymi i konstytucyjnymi prawami. Liturgia jest uprzywilejowanym miejscem dla Tradycji i jej kwintesencją, nie znajdującą się w Piśmie jak tylko w sposób embrionalny; wiemy również, że z definicji, wszelkie zerwanie w tej dziedzinie jest śmiertelne, jak to często podkreślał Kardynał Ratzinger.

To w świetle tej woli należy czytać numer 3 dokumentu, bez wątpienia najczulszy i najbardziej newralgiczny! Cytujemy w całości ten decydujący fragment:

Rozwój eucharystycznego obrzędu

3. Spoglądając na dwutysiącletnią historię Kościoła Chrystusowego, kierowaną mądrym działaniem Ducha Świętego, pełni wdzięczności podziwiamy dokonujący się w czasie rozwój form obrzędowych, poprzez które sprawujemy pamiątkę wydarzenia naszego zbawienia. Od wielorakich form pierwszych wieków, które nadal jaśnieją w obrzędach starożytnych Kościołów Wschodnich, aż po rozprzestrzenienie się obrządku rzymskiego; od jasnych wskazań Soboru Trydenckiego i mszału św. Piusa V aż po odnowę liturgiczną zamierzoną przez Sobór Watykański II: na każdym etapie historii Kościoła celebracja eucharystyczna, będąca źródłem i szczytem jego życia i misji, jaśnieje poprzez obrzęd liturgiczny z całym swym różnorodnym bogactwem. XI Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów, które się odbyło w dniach od 2 do 23 października 2005 r. w Watykanie, złożyło Bogu głębokie dziękczynienie wobec tej historii, rozpoznając w jej działaniu przewodnictwo Ducha Świętego. Ojcowie synodalni stwierdzili oraz potwierdzili dobroczynny wpływ, jaki miała na życie Kościoła reforma liturgiczna podjęta przez Sobór Watykański II (5). Synod Biskupów miał możność ocenić jej przyjęcie w okresie posoborowym. Bardzo liczne były wyrazy uznania. Stwierdzono, że trudności, jak również niektóre zauważone nadużycia, nie mogą przesłonić dobrodziejstw oraz ważności liturgicznej odnowy, która zawiera bogactwa nie w pełni jeszcze wykorzystane. Głównie chodzi o to, by odczytywać zmiany, jakich pragnął Sobór w obrębie tej jedności, o jakiej stanowi rozwój historyczny samego obrzędu, nie stosując nienaturalnego przerwania tej jedności (6).

Odnośnie tego fragmentu mamy następujące spostrzeżenia:

- Godny podziwu rozwój, owoc Ducha Świętego, o którym mówi Papież wraz z dziękczynieniem dotyczy wszystkich rytów antycznych i idzie aż do odnowy chcianej przez Sobór Watykański II. Nie dotyczy to nowego rytu, nawet gdyby był lub nie w zgodności ze wspomnianą odnową. Jak by ktoś powiedział, być może jest to dla was detal... dla mnie nie!

- Papież przypisuje ojcom synodalnym dobroczynne spojrzenie na samą reformę liturgiczną. Nie czyni go swoim. Wiemy ile trudności miał Papież, nawet w czasie synodu, na ten temat, że sprzeciwiało mu się wielu ojców wyłącznie z powodu mówienia o liturgii tradycyjnej. Wystarczy wspomnieć sobie relacje prasowe z tamtego czasu.

- Wreszcie, rozpoznajemy tam osobisty podpis Pasterza Wspólnego, Papież proponuje kontynuację oceny, zainaugurowanej przez Synod, przyjęcia właściwie zwanej reformy liturgicznej. Wspomina, że to przyjęcie spotkało się z trudnościami i nadużyciami, niemniej jednak ojcowie synodalni (wciąż oni!) nie zauważyli nic innego, jak tylko dobro i rzecz cenną, a także bogactwa nie w pełni jeszcze wykorzystane. Papież wprowadza więc, w manierze liturgicznej, hermeneutykę kontynuacji, którą tak dobrze postawił na drodze w dziedzinie doktryny w swoim dokumencie z 22 grudnia 2005r. zaadresowanym do Kurii. Nowy ryt nie jest już wspomniany: trzeba będzie czytać zmiany chciane przez Sobór w ciągłości wiecznej liturgii, usuwając elementy stanowiące sztuczne zerwanie.

Jest to sztuka, wielka sztuka! Wszystkim tym, jak ja, którzy byli zaskoczeni i w pewnej mierze rozczarowani przez pierwszą pobieżną lekturę tego numeru, mówią: przeczytajcie go ponownie w sposób drobiazgowy. My wszyscy, którzy znamy, przez to, że przeżyliśmy, przemoc, niesprawiedliwość i równie często skandale, którymi obsypana była posoborowa reforma liturgiczna, musimy zrozumieć, że rzeczy się zmieniają i to szybko. Wszystkim tym, którzy myślą, że sprawy nie posuwają się dostatecznie szybko, że należałoby jeszcze jaśniej, mówię krótko: to psikus! Oto przez 30 lat nic się nie ruszało, posępny i nieunikniony upadek życia chrześcijańskiego postępował, a tu, nawet nie w przeciągu dwóch lat, w przeddzień powrotu mszy gregoriańskiej i ustawienia nowego rytu na bazie hermeneutyki ciągłości, więc tradycji. Kiedy się zna powściągliwość, strach i powolność świata biskupiego; kiedy się zna uprzedzenia, dominującą i wojującą ideologię wielu wśród nich; kiedy się zna szał niektórych, którzy od wielu bezzwłocznie wskakują na samolot do Rzymu, kiedy tylko usłyszą pogłoski o tym, że ewentualnie moglibyśmy przywrócić Tradycję liturgiczną (która to, jak się zdaje, bardziej ich przestrasza niż pustynnienie ich diecezji): wszystko to zdaje się cudem, który pewnego dnia być może trzeba będzie użyć z dobrą wolą...

Proszę sobie przypomnieć, że w 1986r. Papież Jan Paweł II zjednoczył komisję dziewięciu kardynałów, aby zadać im dwa pytania: czy mszał Papieża Piusa V został zniesiony oraz czy należy go przywrócić w Kościele? Ośmiu na dziewięciu kardynałów odpowiedziało „nie” na pierwsze i „tak” na drugie. Zdarzyło się coś niezwyczajnego: nic się nie stało. Poza tym, że linie lotnicze Air France i Alitalia dziwiły się z powodu transportowania tak dużej liczby biskupów w tak krótkim czasie!

Poruszyłem wyłącznie kilka punktów z tego ważnego dokumentu przygotowawczego, oczywiście pobieżnie. Lecz jednak proszę rozpoznać najbardziej delikatny fragment. Tysiące innych fragmentów mają za zadanie dać nadzieję, że odnowa liturgiczna jest blisko. Podnieśmy głowę, lecz przede wszystkim módlmy się jeszcze goręcej aby to, co tak jasno zostało ogłoszone weszło tym razem w życie, na chwałę naszego Kościoła katolickiego. Niech jego wieczna młodość będzie odnowiona jak młodość skrzydła. (Psalm 102,5)

Przyp. Tłum.: W tekście polskim użyte zostało tłumaczenie tekstu „Sacramentum caritatis” dostępne na oficjalnej stronie Stolicy Apostolskiej.

wtorek, 20 marca 2007

Wspomnienia z Salérans

Drogi Księże,

Często słyszałem jak mówiono o Księdzu, zwłaszcza w pewnych emisjach telewizyjnych. Znam Księdza z odległej przeszłości, zaś tytuł mojego e-maila będzie oczywiście przypominał o młodości, kiedy jeszcze Ksiądz nie był jeszcze duchownym i gdzie spędzał Ksiądz swoje letnie wakacje w Salérans, około lat 1975, 1976, 1977 u Czcigodnego Ojca Avril.

Bardzo dobrze przypominam sobie Księdza porywczy charakter i dobrze odnalazłem w mediach ks. Philippe Laguérie, którego poznałem w tej epoce.

Słowa mego listu dotyczą oczywiście Księdza postępowania, które śledziłem przez internet i mogłem w nim znaleźć pełną przystawalność i przede wszystkim inteligencję, które oczywiście powinna zaprowadzić katolików tradycyjnych na drogę jedności i pojednania z Rzymem.

Nawet, jeżeli nie praktykuję już mojej wiary, zauważam oczywiście, że cały ten nowoczesny rytuał jest niczym innym jak tylko maskaradą zabarwioną różnymi kierunkami, które są daleko od sacrum, które znałem w moim dzieciństwie w Salérans.

Powinien Ksiądz również zrozumieć, że tradycjonaliści weszli w większości w rodzaj ochronnej paranoi w ciągu trzydziestu lat, które poprzedziły i że wiele czasu będzie potrzeba zanim Księdza droga będzie całkowicie zintegrowana i zrozumiana. Z drugiej strony jest to Księdza zaszczytem być tej drogi prekursorem.

Osobiście, bardzo lubię osobowość i inteligencję Benedykta XVI. Nareszcie Kościół znalazł głowę, który ma głębię i nie boi się ogłaszać rzeczywistość swoich zasad i swojej wiary. Właśnie tego brakowało wiernym według mego skromnego zdania.

Udzielam więc Księdzu wsparcia i życzę powodzenia.

Przyjacielsko,

Philippe Lerda

P.S. Chciałbym odnaleźć dawnych uczestników z Salérans, których imiona przychodzą mi do głowy. Przedstawiam ich tak, jak zapamiętałem. Jeżeli zna Ksiądz ich dane i może mi je przekazać, będzie dla mnie przyjemnością skontaktowanie się z nimi.

Jean Baptiste Braun

Romaric Braun

Hervé Dupuy

Patrick Bocabeille

Yann Yves Lussiaud

Nicolas Fropo

Laurent Duchalard

Olivier Fouques-Duparc

Christian Malige

Franck Dallagnola

Gilles Perrin

Olivier Picard D’Estelon et son frère jumeau dont j’ai oublié le prénom

Richard Hanrot

Bruno et Sabine Colavito

Na pewno zapomniałem o innych....... Przypominam sobie o ks. Maraud i jego prymicji odprawionej w 1976r. w Salérans, o ks. Reynaud.......


Drogi Filipie,

pańska wiadomość jest bardzo miła i serdecznie Panu za nią dziękuję. Zachowuję bardzo dobre wspomnienia z lat spędzonych w Salerans i jestem wielce zobowiązany wobec Ojca Avril’a. Całkiem niedawno widziałem Go ponownie; ciągle z tym samym wzruszeniem. Jak zapomnieć te kolonie liczące 120 „harkis” [żołnierze tubylczy w Algierii, służący w oddziałach pomocniczych po stronie Francji; w szerszym znaczeniu Algierczycy sprzyjający Francji – uwaga tłumacza],
w wieku od 5 do 16 lat, istniejące w roku 1971 i latach następnych? Wierzyli oni jeszcze we Francję, lecz Francja nie wierzyła już w nich – od dawna. Jaka okropna strata, nawet biorąc pod uwagę, że naszemu czcigodnemu Ojcu Avril’owi udało się wielu z nich ochrzcić. Ogół nich żył według przykładu idącego od mieszkańców Francji metropolitalnej: 5 godzin dziennie telewizji na głowę i osobę, rozwody według życzenia, dla kobiet pigułki, a w ostateczności powrót do „boga pełnego łagodności i miłosierdzia”, wygodniejszego niż ten nasz pod każdym względem.

Gratuluję Panu zatem zachowania Wiary i zachęcam do wytrwania w niej bardziej niż kiedykolwiek! Mówię o tym nie tylko jako kapłan (normalne), ale także jako stary przyjaciel wychowawca. Zawsze uważałem, że skarżenie się na przeciwności losu nie wystarczy, jeśli się nie próbuje im zaradzić w miarę naszych słabych sił. Pod tym względem Pańska ocena tradycjonalistów wydaje mi się całkowicie przesadna. Nie można ich czynić odpowiedzialnymi za ich wycofanie się, motywowane koniecznością – doznali prawdziwych prześladowań, kiedy próbowali nie tylko zachować, ale i praktykować Wiarę.

To jest powód, który zabrania Panu ich sądzić, skoro – porzucając praktykowanie [wiary] – nie musiał Pan wspierać ich w walce, ani przeżywać ich doświadczeń. Proszę powrócić do Kościoła, na drogę modlitwy codziennej, niedzielnej Mszy; dobra spowiedź powinna Panu wiele pomóc w usunięciu drzazgi z własnego oka. Wydam się Panu trochę twardy, ale skoro ceni Pan mój charakter, korzystam z tego! Nie wierzę tym wszystkim wyjaśnieniom dotyczącym religii; jakakolwiek socjologia w tym zakresie jest dla mnie nie do zaakceptowania. Religia to Bóg i Jego Syn (szczególnie Jego Syn) – trzeba trzymać się tego ze wszystkich sił.

Ostatecznie, są jeszcze statystyki. W naszych czasach, kiedy wychowywano, było we Francji 85% ludzi ochrzczonych, z których 30% praktykowało. Dzisiaj, kiedy staliśmy się drobnomieszczanami, znającymi się na wszystkim, pozostało 45% ochrzczonych, z których 5% praktykuje. Jakie by nie były tego przyczyny, a są one liczne, mamy bez wątpienia wszelkie prawo [się skarżyć], ale nie mamy prawa wygadywać na temat tych, którzy próbowali coś zrobić. Przypomina mi się diagnoza doktora Diafoirusa – który się ulatnia wraz z honorarium – o tym, „co należało było zrobić dla człowieka, który wczoraj umarł”.

Należy dobrze nad tym pomyśleć – to rozróżnienie między chrześcijaninem praktykującym i nie praktykującym jest po prostu surrealistyczne. Pianista, czy wiolonczelista, który nie dotknął swego instrumentu od 20 lat, wydaje mi się naprawdę pewny siebie, jeśli deklaruje się jako taki, jakiekolwiek by nie były jego osiągnięcia w przeszłości. Nie zaprzeczam, że Wiara trwa tak długo, o ile wprost nie odrzuci się świadectwa Bożego i że chrzest wraz z uznaniem autorytetu Kościoła wystarcza, by pod względem formalnym być chrześcijaninem. Tylko proszę wyobrazić sobie chrześcijanina z pierwszego wieku, który by się otwarcie zadeklarował przed św. Piotrem czy św. Pawłem, że jest niepraktykujący? Po prostu wariat. [Gdyż taka postawa] oznacza całkowite odłączenie Wiary od tego, co obiecuje ona dzięki Bożemu miłosierdziu – czyli życia wiecznego. Jest okazja, aby zacytować św. Piotra: „A jeżeli sprawiedliwy z trudem dojdzie do zbawienia, gdzie znajdzie się bezbożny i grzesznik?” Nie ma życia łaski bez praktykowania, obie zaś są wystarczająco trudne.


Dobrze, na tyle mojego małego kazania – jakkolwiek nie miałby Pan racji, nie biorąc go na serio – i spieszę, aby przekazać informacje o byłych wychowankach ojca Avril’a. Te dobre przynajmniej.

Herve Dupuy zmarł w wieku 22 lat na paskudnego i szybko rozwijającego się raka. Miał piękną śmierć. To z pewności jemu najlepiej się udało z nas wszystkich. Laurent du Chalard ożenił się i trzyma się bardzo dobrze – z tego, co ostatnio słyszałem. Straciłem z pola widzenia Patrick’a Boccabeille, po kilku latach kapłaństwa (mówię o swoim, oczywiście). Jeden z dwóch Picard’ów d’Estellan jest czcigodnym mnichem w Barroux i sądzę (trzeba by sprawdzić to jeszcze), że odprawia wyłącznie Mszę wszechczasów. Tak jak i niewymieniony przez Pana Raphael Figueras, który jest tam nawet podprzeorem. Jego brat Olivier jest błyskotliwym dziennikarzem w „Present”. Widziałem go ponownie z okazji małżeństwa jego córki, Dominique Vian; dobrze się ożenił, jest ojcem około ósemki dzieci i bardzo dobrym, praktykującym chrześcijaninem.

Oto, drogi Filipie, co pokrótce przychodzi mi do głowy. Nie chcę już więcej przedłużać, żeby blog nie stał się plotkarskim dzienniczkiem, nawet jeśli chodzi o starych znajomych, opowiadających swoje przygody. Resztę opowiemy sobie prywatnie, jeśli chcesz. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i z wdzięcznością; i proszę Boga, byś powrócił do praktykowania [wiary], której nigdy nie powinieneś był porzucić (ach ci proboszczowie!). Błogosławię Cię z całego serca.

piątek, 16 marca 2007

honneur.org

Proszę Księdza,

Czy będzie niedyskretnym zapytanie Księdza o to, czy IDP, Ksiądz sam czy ktoś z Księdza bliskich były u początku zamknięcia strony Honneur.org ?
Czy powinniśmy myśleć, że błysk przytomności, FSSPX samo zażądało zamknięcia tej szkodliwej strony?
Dziękuję za odpowiedź, jeżeli uzna ją Ksiądz za pożyteczną i niezbędną.

F.VALADIER


Szanowna Pani,
Rzeczywiście, wielkim beneficjentem tego dobroczynnego rozwiązania jest Bractwo św. Piusa X, jak to Pani słusznie zauważa i nie wątpię, że bardzo się ono z tego powodu cieszy – jak my wszyscy. Wielu członków wymienionego Bractwa informuje nas, jaką ulgą jest to dla nich. Wiemy, jak im było przykro z powodu kalumnii i niesprawiedliwych oskarżeń. Strona ta, pod pozorem obrony ich honoru, dyskredytowała całe Bractwo i w konsekwencji każdego z jego księży. W szczególności zaś osobistości Dystryktu francuskiego, które za bardzo zaangażowały się w to przedsięwzięcie za pomocą środków niemoralnych. Ksiądz de Cacqueray odmówił wprawdzie potępienia tych „anonimów”, sam jednak zdezawuował ich postępowanie – powinien Mu być teraz lżej.

Zrozumie Pani z pewnością, że nie wolno mi samemu używać metod postępowania, nad którymi ubolewam u innych osób. Proszę mi zatem wybaczyć, że nie podam żadnego nazwiska w tej przykrej sprawie. Chętnie im przebaczam, będąc przekonanym, że więcej ujmy na honorze mają oszczercy niż osoba pomówiona. Nie do mnie jednak należy przebaczyć w imieniu moich przyjaciół, również pomówionych.

Zachęcam świeckie ramię tego żałosnego przedsięwzięcia (którego tożsamość obecnie znamy) , aby podjęła ozdrowieńczą podróż w głąb samego siebie.

To lekcja dla wszystkich; słaba i niepewna anonimowość, którą (w tej chwili) umożliwia sieć nie może pozwolić zapomnieć o moralności naturalnej i chrześcijańskiej, na mocy której:

W żadnym wypadku cel nie usprawiedliwia środków. W żadnym, to znaczy – nigdy.

Ludzie mają prawo do dobrego imienia – dla dobra wspólnego.

Poza tym chrześcijanin powinien wiedzieć i nigdy nie zapominać nawet na chwilę, że przed Bogiem, „który bada nerki i serca”, nie ma anonimowości w czasie rzeczywistym. Kiedy człowiek systematycznie ukrywa swoją tożsamość w przestrzeni z natury rzeczy publicznej, jaką są prawdziwe, głębokie dyskusje – czy wówczas działa on dla Pana Boga? Jak mówi św. Ignacy (rozeznawanie duchów: 13 reguła) diabeł żąda ukrycia się i niczego tak się nie obawia, jak bycia ujawnionym (…) ponieważ wie, że cała jego złość pozostanie bezsilna w momencie, kiedy jego pokusy zostaną odsłonięte i ukazane światłu dziennemu.”

Jest Pani tego świadoma, droga Pani; jestem szczęśliwy, że mogłem oddać – dzięki zaangażowaniu moich adwokatów – tak wielką przysługę dla Tradycji, a szczególnie Bractwu św. Piusa X. I mogę Panią zapewnić, że uczynią oni wszystko, co konieczne, by taka wstydliwa historia nigdy się już nie powtórzyła.

Ta zamknięta strona jest z pewnością gwarancją pokoju, a przynajmniej prawdziwego szacunku, takiego, jakiego należy oczekiwać u tych, którzy są przyobleczeni w kapłaństwo Pana Naszego Jezusa Chrystusa.


czwartek, 15 marca 2007

Lepiej się z tego śmiać!

Drogi Księże,

Jedna z moich przyjaciółek, parafianka kościoła pw. Matki Bożej Dobrej Rady, przekazała mi dokument podpisany przez ks. Pierre Duverger, datowany na 6 lutego 2007r., mówiący o parafii św. Eligiusza jako „rezerwacie Indian”, „getto”, opłakując to, że parafia Matki Bożej Dobrej Rady nie jest uznana przez arcybiskupa.
Twierdzi ponadto, że koszty restauracji i waszych prac będą zwrócone do diecezji, że będziecie musieli organizować zbiórki na dzieła diecezjalne... na koniec, że podpisaliście deklarację uznającą magisterium Soboru Watykańskiego II.
Jestem poruszona i sądzę, że nie powinnam być jedyną. Czy może mnie Ksiądz upewnić?
Pani Aubrée
Perpignan

Droga Pani,

Odpowiedziałem już na moim blogu na większość oskarżeń pamfletu księdza Piotra Duverger.

Odsyłam Panią do: „Mały niepokój” i „Pytanie a propos umowy z 1 lutego”, dotyczące Magisterium proszę zobaczyć: „§ 25 Lumen gentium”, dotyczące tego, co podpisaliśmy w Rzymie można znaleźć w: „Akt przylgnięcia

W zamian, dziękuję Pani za danie mi okazji do odpowiedzenia na nowe oskarżenia i powiedzmy sobie wprost, psychodeliki „proboszcza” Matki Bożej Dobrej Rady.

Możemy zacząć od tego. Ksiądz Duverger skarży się na mój podpis na umowie, na argument, że w komunikacie archidiecezji są wymienione wszystkie miejsca tradycyjnego kultu w Bordeaux, z wyjątkiem Matki Bożej Dobrej Rady.


Wyznaję, że nie wiedziałem do tej pory o tak żywym pragnieniu uzyskania przez diecezję uznania jego parafii Isleferme, które nagle poczuł ks. Duverger. W zasadzie, chciałby pójść tą samą drogą, ponieważ żałuje, że tak już się nie stało, ale widzicie, że nie ma odwagi. Jeśli tylko poprosi, z mojej strony proponuję mu załatwienie spotkania z Jego Eminencją Kardynałem Ricard. Wystarczy tylko jedno jego słowo. Ale jestem już bardzo zadowolony, z dobrego wpływu parafii św. Eligiusza na parafian z Isleferme, jeśli chodzi o ich eklezjalne dyspozycje.

Przyznaję, że bardzo rozbawiły mnie oskarżenia kapłana, traktującego parafię św. Eligiusza jak „Indiański rezerwat” i „getto”.

Zwłaszcza, że pierwsze oskarżenie – rezerwat Indian, – jest umotywowane własnym rytem parafii, liturgią z 1962 roku. Oznacza to po prostu – jeśli słowa zachowały nadal swój sens, że ks. Duverger uważa, że wyłączne prawa do tradycyjnej liturgii w parafii tworzą z niej rezerwat dla Indian! Używając takich argumentów, nigdy nie wyjdziemy z kryzysu. Czyli „Wielki Sychem” z Isleferme będzie musiał niedługo wprowadzić NOM, by znieść u siebie enklawę rezerwatu czerwonoskórych?

Również według ks. Duverger, parafia św. Eligiusza stała się gettem, gdyż celebrować możemy tylko na terenie św. Eligiusza, gdzie indziej za zgodą ordynariusza miejsca. Mam jedno proste pytanie: czy on sam może odprawiać mszę poza Isleferme? Z wyjątkiem małej kaplicy Matki Bożej, zbudowanej przeze mnie? Jeśli chodzi o msze ks. Duverger w Seurin, w Notre Dame, w św. Eulalii? Patrząc na przykład przyszłej niedzieli w Verdelais, myślę, że łatwiej otrzymam pozwolenie niż on.

Getto, mówicie getto?

Również w sposób ekstremalnie komiczny, ks. Duverger ubolewa nad „darem, którym obdarował archidiecezję, dokładając wszelkich starań, by ten kościół stał się miejscem kultu”. Bardzo poruszyła i wzruszyła mnie ta uwaga. Po raz pierwszy kapłan Bractwa św. Piusa X dostrzega moje osiem lat pracy (3 w świętej Kolumbie i 5 w św. Eligiuszu). Znaczna część środków tam zainwestowanych, pochodziła wyłącznie z dotacji od moich znajomych (nic nie otrzymałem od Bractwa z wyjątkiem dachu kościoła św. Kolumbii), nie licząc już lat prawnych manewrów. Z przykrością muszę doprecyzować drogiemu księdzu, że zawsze, przez długi czas pozostawiałem kościół św. Eligiusza do dyspozycji, ale moje zaufanie do Bractwa kosztowało mnie utratę kościoła św. Kolumbii.

Oto Szanowna Pani, nowe, sfabrykowane przez ks. Duverger argumenty, na inne już odpowiedziałem. Widzi, więc Pani, że nie są one w stanie zakłócić spokój duszy dobrej woli, wręcz przeciwnie.

Nie pozostaje nic innego, jak podziękować ks. Duverger za dobrze spędzony czas na czytaniu jego lektury, nie mamy wiele okazji do śmiechu. Zastanawia mnie tylko jego śmiałość w produkowaniu takich żartów w przeddzień Wielkiego Postu.

Proszę przyjąć moje błogosławieństwo.

(zobacz oryginał)

wtorek, 13 marca 2007

Wciąż niepewności

Drogi Księże,
Im bardziej czytam i czytam ponownie tekst z 1 lutego, tym bardziej jestem niepewny. Widząc, że procesje będą poddane autoryzacji, że jedna tablica ma zostać umieszczona do dyspozycji diecezji w kościele odnowionym bez jakiejkolwiek pomocy diecezji, tak samo odnośnie denara kultowego, rachunków podporządkowanych ekonomowi diecezjalnemu, ale także to mnie sprawia przykrość, że nabożeństwa i sakramenty będą sprawowane wyłącznie w św. Eligiuszu.
A więc czy to oznacza, że na przybycie pielgrzymki do Verdelais msza może zostać zakazana, lub że nie będziecie mogli odprawiać ani ślubu ani pochówki nigdzie indziej jak w miejscu oznaczonym?
Proszę mnie upewnić,
Z wyrazami przyjaźni,
Pan Simon

Drogi Panie Simon,

pańska lektura porozumienia między Diecezją Bordeaux a Instytutem Dobrego Pasterza jest odrobinę ogólnikowa i częściowa. Jako dobry „tradi” jakim Pan jest (jest to komplement z mojej strony) uważa Pan za nienormalne, że biskup miejsca może mieć cokolwiek do powiedzenia w sprawie organizacji duszpasterstwa w jednej z parafii swojej diecezji! Proszę przyznać, że jest to trochę odwrócony świat.

Jeżeli rzeczywiście z góry zakłada Pan, że wszystko co podlega autoryzacji będzie zakazane, gdyż zakłada Pan niechęć biskupa, to wtedy Pana niepewności są logiczne. Jeżeli jednak z góry zakłada Pan coś innego, wtedy Pana niepewności są fałszywe i pochodzą z nieżyczliwości.

Na przykład, odbędziemy pielgrzymkę do Verdelais w przyszłą sobotę i niedzielę. Nie tylko Kard. Ricard nam tego nie zabrania, ale to on rozmawiał jako pierwszy ze mną o tym, jak o czymś naturalnym, zaś ja nie miałem nawet czasu poprosić go o pozwolenie, którego jeszcze mi nie udzielił.

Żaden kapłan Kościoła katolickiego nie może odprawiać w kościele bez pozwolenia proboszcza, ten ostatni zaś jest zawsze poddany, niezależnie czy jest odwołanie czy nie, osądowi biskupa. To nie dlatego, że musieliśmy długo przechodzić do stanu normalnego sprawia, że rzeczy powracają do porządku, należy zakwalifikować nieporządek jako normę prawa. Znajduje się w tym błąd, który należy naprawić, Szanowny Panie.

Z drugiej strony, gdy inny biskup nie chce niczego słuchać i wciąż nas prześladuje, wtedy pańska dawna postawa pozostaje dobrą i należy stawiać opór. Lecz kiedy biskup tworzy dla nas parafię personalną, ze wszelkimi gwarancjami doktrynalnymi, liturgicznymi w pełnym poszanowaniu prawa Kościoła, nostalgia za minioną wolnością jest niczym innym jak libertynizmem.
Gdzie odnalazł Pan informację, że denar kultowy przechodzi do biskupstwa, kiedy konwencja mówi coś przeciwnego, że przed jak i po, wierni są całkowicie wolni w sferze ich szczodrości?

Gdzie znalazł Pan informację, że księża Dobrego Pasterza nie mogą odprawiać w innym miejsc
u niż św. Eligiusz, gdy tymczasem konwencja mówi to, co wypływa z prawa Kościoła, że każda inna celebracja jest poddana autoryzacji?

Co do różnych pielgrzymek Tradycji proszących o pozwolenie ordynariusza miejsca na wykorzystanie jego kościoła do odprawienia mszy, uważa to Pan za nienormalne? To wyłącznie niesprawiedliwa i częściowa odmowa jest szokująca, ale z całą pewnością nie prośba.


Kiedy mówi się, że celebracja mszy tradycyjnej jest zakazana wszystkim księżom Dobrego Pasterza przez władze FSSPX we wszystkich ich miejscach kultu: proszę więcej nie szukać gdzie jest niespójność i niesprawiedliwość. W przyszłą środę będzie pochowany w kościele Saint Nicolas du Chardonnet najstarszy i najczcigodniejszy przyjaciel rodziny Laguérie, Pan Jean Ferrey. I choć rodzina prosiła mnie o odprawienie, nie będę mógł uczynić zadość ich prośbie.


Lecz w przyszłą niedzielę, będę mógł odprawiać z błogosławieństwem Kardynała-Arcybiskupa Bordeaux w czcigodnej bazylice w Verdelais... Reszta, to słowa i Pana niepewności, złe refleksje.
Z całą przyjaźnią do wartościowego parafianina, jakim Pan jest.

poniedziałek, 12 marca 2007

Restauracja organów w św. Eligiuszu?

Szczęść Boże, Księże,
ma małe pytanie... muzyczne: gdzie znajduje się Ksiądz obecnie w projekcie restauracji organów (chór i trybuna) w św. Eligiuszu?
Dziękuję za Księdza odpowiedź; proszę czuć się zapewnionym o naszym wsparciu modlitewnym.
AB,
organista między tyloma innymi.

Szanowny Panie,

nasze wielkie organy postępują, 13 gier (na 41 ostatecznych) funkcjonują, a wielkie dzieło jest dokończone: całkowite czyszczenie, zainstalowana konsola, nowy wentylator, kredens odrestaurowany... oczekujemy aż nasi specjaliści od organ uwolnią się od innych ciężkich zobowiązań oraz... na to z czego im zapłacić! Ten blog nie został do tego stworzony, ale ponieważ w końcu jest Pan w sposób oczywisty miłośnikiem organ, gdyby udało się Panu znaleźć poważnego mecenasa czy innych szczodrych ludzi, odda nam Pan ważną usługę.

Jakość dźwiękowa tego początku jest naprawdę imponująca i bardzo zachęcająca. Aż zaczyna się marzyć... św. Ouen, św. Klotylda.

Co do małych organ chóru (Venner jak inne), zobaczymy później.

Św. Eligiusz został w całości odrestaurowany ze środków prywatnych i to już pokazuje o sile jego parafian i przyjaciół. Jest teraz okazja na to, by wyrazić im całą moją wdzięczność, którą okazuję przez modlitwy za ich dusze.

(zobacz oryginał)

piątek, 9 marca 2007

Ponowienie mojego pytania o władzę spowiadania dla IDP?

Drogi Księże,
Daleka jest mi myśl o wprowadzeniu Was w kłopot, lecz zadałem Wam pytanie tuż po otwarciu tego bloga, skądinąd z pomocą Sekretarza w związku z problemem informatycznym
Nie zachowałem kopii, ale powinniście móc odnaleźć jej dokładny tekst: poza Archidiecezją Bordeaux, jaka jest aktualna sytuacja prawna księży IDP, tak w Courtalain (uregulowanie władzy spowiadania „de facto” - widząc stosunek do święceń – bez porozumienia tego dnia?), jak i w Paryżu (zastępczość przywoływana przez IDP i cicha aprobata Abpa Vingt-trois?).
W Rzymie, nie ma możliwości, aby Wam powierzyć kościół bez przyznania Wam wszystkich niezbędnych uprawnień dla posługującego, ale być może, po prostu bez pisanego dokumentu, co byłoby zadziwiające w dobrym porządku prawnym, o który zwykle tak się staramy.
Po wizycie Abpa De Magistris, autorytetu w prawie kanonicznym, macie prawdopodobnie czynniki Wam brakujące, aby odpowiedzieć mi bez zwłoki.
Jeżeli uznajecie to za potrzebne, możecie nie publikować, lub opublikować wyłącznie częściowo to pytanie, ale chciałbym, abyście odpowiedzieli na tym blogu wszystko, co na chwilę obecną może zostać powiedziane na waszą korzyść, na przykład dla mojego biskupa, Bpa Dagens.
Z wyrazami szacunku, in unitate deprecationis.
Jean-Paul MESTRALLET
Angoulême

Szanowny Panie,

częściowo odpowiedziałem już na Pana pytanie.

W chwili naszego założenia i oddania nam kościoła św. Eligiusza, który jest od początku naszą siedzibą na mocy dekretu erygującego, nasze domy dotychczas istniejące zostały de facto uznane przez Rzym. To jest Seminarium św. Wincentego w Courtalain, Centrum św. Pawła w Paryżu (razem z jednostkami mu podległymi na przedmieściach Paryża) i nasz dom rzymski.

Następujące po tym kontakty z biskupami rezydencjalnymi były zachęcane, jak to Pan odnotowuje, gdyż wszyscy byli zgodni, aby dać naszym księżom władzę spowiadania. Ks. Aulagnier ma ją z Diecezji Clermont. Ks. de Tanoüarn (i ja sam) z Archidiecezji Paryskiej. Ks. Héry z racji swojej funkcji w św. Eligiuszu, tak jak ja (mam więc władzę dwukrotnie). Ks. Perrel dostał ją bezpośrednio od Kard. Ricard. Ks. Forestier ma ją bezzwłocznie otrzymać od Bpa Pansard. Prosimy o nią teraz dla naszych dwóch nowych księży, dla jednego w Bordeaux, dla drugiego w Paryżu. Widzi więc Pan, że w tej sprawie biskupi nie robią żadnego problemu. W Rzymie, czynimy zabiegi by ją uzyskać od Kard. Ruini, jedynej osoby upoważnionej do dawania tej władzy w diecezji Papieża. Podczas gdy wszędzie na całym świecie, jeżeli uzyskujecie ją od jednego biskupa, jest ona ważna na cały świat.

Prawdziwym pytaniem jest więc to o zakładaniu nowych parafii. Dla ich zdobycia należy negocjować albo z władzą świecką, albo z biskupami, zależnie od tego czy budynek jest przydzielony czy nie. Dla duszpasterstwa, należy oczywiście załatwić sprawę z biskupem, jak do tego zobowiązuje obie strony prawo kanoniczne. Ten ostatni punkt jest bardzo ważny. Nie istnieje wyłącznie petent, który jest zobowiązany do proszenia. Biskup jest zobowiązany zaspokoić potrzeby wiernych katolików ze swojej diecezji. To jego troska o dusze przed Bogiem nakłada mu ten ciężki obowiązek. Biskupi mogliby pozbyć się nas podnosząc sprawę naszej koślawej sytuacji kanonicznej; tego już nie mogą robić, a my ich informujemy o tym z szacunkiem. Zwłaszcza wtedy, według tego co się mówi, gdy Motu Proprio szybko się ukaże.

Wciąż żyjemy w ekscytującej epoce, czyż nie?

Z moim błogosławieństwem.

(zobacz oryginał)


czwartek, 8 marca 2007

Motu proprio opóźnione?

Księże Przełożony Generalny Instytutu Dobrego Pasterza,
Księża z Instytutu,
Jestem ojcem rodziny z 4 dzieci, ośmielę się Wam powiedzieć, że wasza historia i wasza akcja na radują, a także zapewniamy o gorących modlitwach (staramy się). Dziękujemy Wam z góry za wasze modlitwy. Wielkie „dziękuję” dla wszystkich, gdyż wzmacniacie naszą nadzieję, jeżeli mogę tak powiedzieć. Moje pozdrowienia dla ks. de Tanoüarn, którego spotkałem w 1993 (nie wiem, czy on sobie o mnie przypomina).
Pytanie do ks. Laguérie (które powinno być już mu postawione; w tym wypadku niech mi wybaczy): motu proprio dotyczący Mszy tzw. św. Piusa V daje na siebie czekać. Według Księdza, dlaczego jest ono opóźnianie i jeżeli będzie opublikowane (mówi się, że przed Wielkanocą), to czy będzie „hojne” itp., niezbyt ograniczające?
Z góry dziękuję za odpowiedź.
W jedności modlitw w komunii świętych
Proszę przyjąć nasze synowskie i wielkie przywiązanie.
Guy du BOISBAUDRY – Nantes

Szanowny Panie,

dziękuję za zachętę.

Nie wiem nic specjalnego odnośnie sławnego „Motu proprio”, które miałoby przyjąć formę dekretu. Dwaj kardynałowie, którzy mi o nim ostatnio mówili nie wiedzieli absolutnie nic o jego dacie, chociaż osobiście wierzą, że na pewno ujrzy ono światło dzienne.

Najlepiej jest powiedzieć, że nikt o nim nic nie wie i że Papież decyduje sam na chwilę obecną, co bardzo odpowiada jego sposobie postępowania.

Najprościej jest prosić Boga, aby wspierał swego Wybranego przeciwko wiatrom i pływom. Modlę się, by nadeszło ono na Wielki Czwartek, lecz to nie angażuje nikogo innego jak tylko mnie, a nawet i mnie nie angażuje. Proszę więc tego nie powtarzać jako czegoś, co pochodzi z pewnego źródła! Za to dziękuję.

Punkty rozbieżne ?

Proszę Księdza,

po pierwsze dziękuję za Księdza odpowiedź na moje pytanie dotyczące małżeństwa.

Mam dla Księdza inne pytanie. Jako wierny jednej z parafii obsługiwanych przez FSSPX, śledziłem waszą historię od dawna.

Jak wiele osób dobrej woli pytałem się czy może Ksiądz wyłożyć wielkie punkty rozbieżne, które doprowadziły Was do pójścia inną drogą niż ta waszych „dawnych” współbraci.

Widzi Ksiądz, kiedy dyskutuję o tym z księdzem z mojej parafii, mówi on o „pysze” i „ambicji”, oraz że prędzej czy później będziecie zmuszeni do zaakceptowania księży soborowych, którzy będą odprawiać mszę u Was, argumenty te mnie nie przekonują, ponieważ nie są to argumenty.

Czy wierzy Ksiądz w możliwość porozumienia między Rzymem a FSSPX, a jeżeli nie, to dlaczego?

Proszę wierzyć, że wielce szanuję Księdza odwagę, oraz że nie jestem z tymi, którzy krzyczą razem z wilkami.

Życzę jak najlepszej kontynuacji dla waszego Instytutu, proszę o przekazanie moich pozdrowień dla ks. Aulagnier.

Vincent Cuegniet

Drogi Panie Cuegniet,

Szuka Pan punktów rozbieżnych między mymi współbraćmi z Bractwa Świętego Piusa X a mną? Nie ma ich! Wytłumaczę się.

Wszyscy wierzymy w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który przyszedł w ciele, aby odkupić nasze grzechy umierając na krzyżu. Pozostałość to nic innego jak konsekwencja tego ostatniego. W gronie Bractwa mam wielu wspaniałych przyjaciół. Mam tam nawet brata księdza, z którego jestem bardzo dumny.

Nie opuściłem Bractwa, zostałem z niego wyrzucony za odmowę wykonania poleceń sprzecznych z dobrem wspólnym.

Oczywiście mam pewną dozę pychy jak wszyscy śmiertelnicy. Gwarantuję Wam moim honorem, że nie mam żadnych ambicji. Naprawdę żadnych!

Teraz, nie jestem z tych, którzy wymachują rękoma... Czy powinienem opuścić współbraci, którzy wspierali mnie z tak wielką prawdą i miłością? Czy powinienem zostawić te powołania, stare i nowe, które czekają na pomocną dłoń? Kiedy widzę naszych dwóch młodych księży przystępujących do ołtarza odprawiać Święte Tajemnice z tak wielką pobożnością i wielkimi emocjami, mówię sobie, że Dobry Bóg miał swój mały pomysł. Jest on wielki jak wszystkie Boże zamysły.

Następnie, widzi Pan, mam definitywne i absolutne przekonanie dotyczące Opatrzności. Jaka by nie była przeszłość, ten, kto chce czynić dobro, jest Jej przyjemny, a Ona mu pomaga.

Oczywiście, opuścić Bractwo, w którym się pracowało z taką radością i entuzjazmem wydaje się po prostu niewyobrażalne. Spędziłem dwa lata na próbę uporządkowania wszystkiego. Lecz kiedy jest to już dłużej niemożliwe, kiedy traktuje się was jak „włóczęgi” (jednocześnie krzycząc o skandalu, kiedy szukacie inkardynacji), kiedy ze wszech stron doszukujemy się tego, że odprawiacie nową mszę, że koncelebrujecie, że popieracie bi-rytualizm, koncelebrację oraz że akceptujecie Sobór tak, że... a to wszystko po to by dać sobie powód do wyrzucenia was: nadchodzi czas by podjąć decyzję. Podjąłem je, zrobiłem to bez żadnego wahania (być może zbytnio zwlekałem) i będę to robił jeszcze bardziej niż dotychczas. Przede wszystkim obecnie, kiedy Dobry Bóg błogosławi nasz instytut w tak oczywisty sposób.

Morał z tej historii: nigdy nie robić interesów ze Sprawiedliwości

(zobacz oryginał)

środa, 7 marca 2007

Zdani na łaskę Tradycji ?

Drogi Księże,

Mam 30 lat i określam samego siebie jako „tradycjonalistę wirtualnego”. Już dwa miesiące minęły kiedy podjąłem decyzję by już nie chodzić na mszę soborową, gdyż już nie jestem w stanie znosić, tydzień po tygodniu, nadużyć liturgicznych, które stały się, niestety, chlebem powszednim.
Niestety dla mnie, nie ma w Diecezji Verdun, gdzie żyję, w przestrzeni 100 kilometrów ani jednej mszy tradycyjnej. W swoim komunikacie z września zeszłego roku zadeklarował Ksiądz, że Instytut chce się rozprzestrzenić w całej Francji. Czy mogę mieć nadzieję, że pewnego dnia jeden z waszych księży przybędzie głosić Dobrą Nowinę zdanym na łaskę Tradycji? W których z diecezji chcielibyście najpierw zacząć swoją pracę?

W jedności modlitw,
Emmanuel Mileur

P.S. Moje gratulacje dla waszych nowo wyświęconych kapłanów! :)
Drogi Panie,

jakże bym chciał przybyć na ratunek tym wszystkim opuszczonym, którzy wołają ze wszystkich stron. Ale nasze środki jeszcze na to nie pozwalają.
Proszę się modlić do Boga, aby otworzył nam wrota apostolskie, abyśmy mogli szybko powiedzieć o nas to, co św. Cyprian mówił o pierwszych chrześcijanach w roku 200: „Jesteśmy od wczoraj, a już nas wszędzie pełno!”
Z błogosławieństwem w naszym Panu.

wtorek, 6 marca 2007

Przeszkody w małżeństwie ?

Proszę Księdza,

Pozwolę sobie zadać pytanie mając nadzieję, że Ksiądz na nie odpowie.

Czy ksiądz ma prawo odmówić ślubu dwojgu dorosłych, zdrowych i pewnych ludzi (bez żadnych przeszkód kanonicznych) tylko dlatego, że sprzeciwiają się temu rodzice i to z powodów, które nie mają żadnego znaczenia prawnego?

Z góry dziękuję,
Vincent Cuegniet

Szanowny Panie,

w przypadku braku jakichkolwiek przeszkód zrywających czy zabraniających, rodzice nie mają prawnie władzy powstrzymania ślubu swoich dzieci kiedy te, oczywiście, są dojrzałe w świetle prawa kanonicznego (18 lat skończonych w kodeksie z 1983r.)

Przed tym wiekiem przyszli małżonkowie (albo jeden, albo oboje) muszą mieć zgodę rodziców. Lecz w wypadku jej braku Kościół może dopuścić małżeństwo dyspensując od formy kanonicznej.

Samo z siebie jest to ostatecznością i prawo naturalne wymaga szacunku dla zdania mądrych rodziców.

(zobacz oryginał)

czwartek, 1 marca 2007

Akt przylgnięcia

Wpis zatytułowany § 25 Lumen Gentium zawierał dwa pytania. Drugie zostało przeniesione tutaj, aby umożliwić ks. Laguérie dokładniejszą odpowiedź.

Drogi Księże:

Ostatnio Kardynał Ricard zadeklarował: „Wraz z utworzeniem w Rzymie Instytutu Dobrego Pasterza, 8 września zeszłego roku, księża tegoż Instytutu zadeklarowali «przyjęcie doktryny zawartej w numerze 25 Konstytucji dogmatycznej Lumen Gentium Soboru Watykańskiego II dotyczącej Magisterium Kościoła i przylgnięcia, które jest mu należne». Zgodzili się także sprecyzować: «Odnośnie pewnych punktów nauczanych przez Sobór Watykański II czy też dotyczących poprzedzających go reform liturgii i prawa, a które są dla nas trudne do pogodzenia z Tradycją, angażujemy się, z pozytywnym podejściem, do badań i kontaktowania się ze Stolicą Apostolską, unikając wszelkiej polemiki.» (Akt przylgnięcia)”

Po ogłoszeniu wiadomości o stworzeniu Instytutu Dobrego Pasterza, strona internetowa Centrum Świętego Pawła opublikowała notę na temat porozumienia z Rzymem. Nie było mowy o tym „Akcie przylgnięcia”. Jest wiadome samo przez się, że akt przylgnięcia jest tekstem, który nie ma nic wspólnego ze statutami IDP, którą wciąż są tajne. To dlatego Kard. Ricard mógł mówić o tym akcie.

Zadam więc Księdzu, z całym szacunkiem, dwa pytania:

  • Skąd cisza IDP na temat tego aktu w informacji o utworzeniu IDP i potem?

  • Czy tekst tego aktu został już opublikowany? Jeżeli nie, dlaczego nie opublikować go w całości, skoro Kard. Ricard przedstawił wyłącznie kilka słów z tego aktu?

W Jezusie,

H. Herschander
São Paulo, Brazylia

Szanowny Panie Herschander,

odkąd Jego Eminencja Kardynał Ricard opublikował fragmenty z naszej formuły przylgnięcia, pytanie staje się uzasadnione. Dokument sam w sobie, który jest rzymskim wymogiem względem osób prywatnych, jest poufny.

Cytuję więc Panu § 3 tego krótkiego dokumentu, który liczy ich 5. Cztery pozostałe są tymi, które podpisał Abp Lefebvre 5 maja 1988 r. To my sami chcieliśmy zmodyfikować paragraf dotyczący soboru i zrozumie Pan dlaczego. Oto ten paragraf w całości:

Odnośnie pewnych punktów nauczanych przez Sobór Watykański II czy też dotyczących poprzedzających go reform liturgii i prawa, a które są dla nas trudne do pogodzenia z Tradycją, angażujemy się, z pozytywnym podejściem, do badań i kontaktowania się ze Stolicą Apostolską, unikając wszelkiej polemiki. Ta postawa badawcza chce mieć udział, poprzez krytykę poważną i konstruktywną, w przygotowaniu autentycznej interpretacji przygotowywanej przez Stolicę Świętą odnośnie tych punktów nauczania Soboru Watykańskiego I, a także pewnych elementów tekstów i zasad liturgicznych i kanonicznych, które z nich wynikły.”

Proszę zauważyć, że zacytowany przez Kardynała fragment nie zawiera ostatniego zdania, które odnosi się do możliwości krytyki poważnej i konstruktywnej. Jak i również tej nowej możliwości, przedstawionej w dokumentach nauczycielskich nowego papieża. W swoim przemówieniu do Kurii Rzymskiej z 22 grudnia 2005 r. to on sam wyjaśnia, że przyjęcie Soboru ciągle musi nadejść i do tego potrzebna jest interpretacja. Przedstawił reguły interpretacji, srogo oddalając tą dokonywaną według ducha soboru, która mogła powiedzieć wszystko to, co sobie wyobrazili nowinkarze. Papież uprzywilejował tę według litery, pracę którą wcześniej już wielokrotnie podejmował. Przypomnijmy sobie chociażby punkt w deklaracji Dominus Iesus dotyczący sławnego „subsistit in” z Lumen Gentium. Praca ta, precyzji czy też zmiany jest ciągle do wykonania w wielu punktach i jest to praca krytyczna we właściwym sensie tego słowa. Wykonujemy ją gdyż możemy i musimy.

Proszę zauważyć, że kontrowersja jest w rozumieniu, co ma co najmniej dwa znaczenia w języku francuskim, słowa „krytyka”. Nie chodzi tu o sens powszechny „krytykować”, mówić źle. Ma ono swój sens filozoficzny, epistemologiczny, dawania kryteriów prawdy i fałszu. Jest pora, w co wierzę, aby poddać teksty kontrowersyjne soboru takiemu egzaminowi. Możliwość wystąpienia błędu w soborze pastoralnym, nie mającym gwarancji nieomylności (proszę przeczytać mój tekst na tym blogu odnośnie § 25 Lumen Gentium), jeżeli interpretacja katolicka jednego tekstu jest niemożliwa, co oznacza, że on wystąpił.

Co do pierwszej części paragrafu, zdaje mi się Pan zdziwiony tym, że należy unikać wszelkiej polemiki ze Stolicą Apostolską. A ja się dziwię pańskiemu zdziwieniu! Nie rozmawia się jak równy z równym, jeżeli współrozmówcą jest ktoś tak ważny, a ponadto przypomnę Panu, że polemizować znaczy angażować walkę słowną lub pisemną. Teraz ten tekst umożliwia polemizowanie z wszystkimi innymi. Z tą uwagą, że prawo kanoniczne daje możliwość czynienia uwag, odnośnie których wierzymy, że należy je poczynić względem Autorytetu. Jest to dobrze i przede wszystkim widoczne w Soborze Watykańskim II. Widzi Pan dobrze, że potrzebuje on autentycznego odbioru! A więc do pracy!

Proszę pozdrowić z mojej strony naszego cenionego ks. Navas w trakcie pobyt w Brazylii.

(zobacz oryginał)