środa, 25 lipca 2007

Odpowiedzi na pytania (dokument Świętej Kongregacji ds. Doktryny Wiary z 29 czerwca 2007r .)

W swoim znanym już przemówieniu do Kurii Rzymskiej z 22 grudnia 2005 r., papież ogłosił ponowne odczytanie Soboru, w celu podania jego autentycznej interpretacji, to znaczy tej, którą mu daje Stolica Rzymska. Nowo opublikowany dokument wpisuje się bez wątpienia w pracę, którą ogłosił i podjął Benedykt XVI. Stało się to już raz, na ten sam temat, w deklaracji „Dominus Jesus”, o której to każdy wie, iż obecny papież był jej głównym autorem. Dziękuję mu za to, że podejmuje pracę, którą tylko on może uczynić! Zaledwie kilka dni po publikacji sławetnego Motu Proprio, Kongregacja ds. Doktryny Wiary publikuje, podpisane przez jej prefekta, Kard. Levada, pięć odpowiedzi dotyczące jednego charakteru Kościoła Chrystusowego, którym jest Kościół rzymsko-katolicki. Jako że Instytut Dobrego Pasterza również zaangażował się do pracowania w tym celu, aby pomóc Papieżowi podać autentyczny sens nauczania Magisterium, jest czymś dobrym, abyśmy rozgłosili, moi Współbracia i ja sam, ów tekst decydujący dla przyszłości Kościoła.

1. Jakie nauczanie Magisterium?

Dokument, podpisany przez Kardynała Levada, prefekta Kongregacji, został jednakże zatwierdzony w sposób specjalny przez Papieża, „zaakceptowany i potwierdzony” na audiencji prywatnej. Jest więc to nauczanie samego papieża. Powstrzymamy się jednak, pomimo wielkiego autorytetu jakim się on cieszy, przed uczynieniem z niego dokumentu nieomylnego, nawet gdy istnieją trzy warunki (autor, podmiot i powszechność adresatów), to brakuje mu oczywiście warunku głównego, woli zobowiązani do wierzenie lub przyjęcia tego tekstu. Z drugiej strony, mylilibyśmy się, gdybyśmy nie doceniali tego tekstu: przedstawia on autentycznie papieską interpretację Soboru. Dzięki Bogu, zaczęła się ona, w sposób piękny i dobry.

2. Dokument precyzyjny

Wprowadzenie, pięć krótkich pytań i szybkich odpowiedzi. Wszystko mieści się na dwóch stronach, jeżeli zechcemy odłożyć na bok dwie dalsze, z przypisami. Otrzymujemy dzięki temu wrażenie przyjemnej jasności. Społeczeństwo, jakie by ono nie było, musi się kierować w ten sposób, poprzez kilka krótkich i precyzyjnych tekstów, jak za starych dobrych czasów starych dobrych papieży! Po przeciwnej stronie znajduje się legislacja europejska, na przykład, która nie mieści się nawet w monumentalnej bibliotece, a tym mniej w głowie uczciwego człowieka, nawet specjalisty; zawiera ona oczywiście setki stron na temat rozmiaru guzików od spodni, które to oczywiście wszyscy olewają. Zaś w tym dokumencie, papieża ośmiela się podjąć jedną z doktryn najbardziej kontrowersyjnych i najbardziej poruszonych przez złego ducha soboru, przez niego ujawnionego, by powrócić do samego tekstu. Prawdę mówiąc, piękna to praca, odminowywanie systematyczne, odważne i przenikliwe.

3. Ostateczna zasada (pierwsze pytanie).

Wspierając się na cytatach z soboru, a także poprzednich papieży, obecny papież wyjaśnia, że sobór nie chciał zmienić poprzedniej nauki, nie zmienił jej i rozumiemy przez to w sposób prosty, choć to my dodajemy to w sposób domyślny, że nie mógł tego zrobić. Dzieje się tak, gdyż jest coś niezmiennego w nauce dogmatycznej o Kościele, o którą to tutaj chodzi. Skądinąd wiemy, że jawną intencją papieży i biskupów soborowych było dokładnie to, by nic nie definiować. Wystarczy konsekwentnie powiedzieć, że nie tylko nie mogli wprowadzić nauk przeczących uprzedniemu magisterium, ale nawet nie mogli wprowadzić nauk po prostu nowych, nawet gdyby były one dobre i oparte na Objawieniu.

Owa wielka zasada hermeneutyki pozostanie więc na przyszłość: to w świetle uprzedniego Nauczania, a więc Tradycji Kościoła, należy podnosić wszelkie trudności, sprzeczności i niejasności, tak w samym tekście, jak i w złym duchu soboru. Wreszcie, pozostanie na zawsze historycznym skandalem fakt, iż należało, po czterdziestu latach, autorytetu papieskiego w całym jego splendorze, aby usunąć, jedna po drugiej, wszystkie pułapki niemal instytucjonalnej niejasności. Papież powołuje się na niezliczone pytania ojców soborowych, którzy prosili o to, by zostały wyjaśnione „podejrzane” cytaty, na które to pytania zawsze się odpowiadało, że doktryna tradycyjna jest jasno wyłożona!

4.Ostateczne nauczanie (drugie i trzecie pytanie)

Owo nauczanie jest ostateczne nie tylko dlatego, że papież jasno to przyznaje, ale dlatego, że jest to najbardziej uroczyste nauczanie Magisterium Kościoła: jedynym Kościołem założonym przez Chrystusa, zwłaszcza w świetle charakterystyki jedności z naszego Credo, jest Kościół katolicki i rzymski, z papieżem na jego czele. Termin „trwa” użyty przez Lumen Gentium oznacza wyłącznie stałość bytu historycznego owego jedynego Kościoła, ze wszystkimi jego częściami ustanowionymi przez Chrystusa, w Kościele katolickim, „w którym to odnajdujemy w sposób oczywisty Kościół Chrystusa na tej ziemi”. Nie można się wyrazić jaśniej! Widzimy, że czasownik „trwać” przyjmuje tutaj znaczenie tożsame, a nawet silniejsze niż czasownik „być”: owo znaczenie stałości w jedności bytu.

Lecz dlaczego, kontynuuje Papieża, korzystać z terminu „trwać” zamiast z czasownika „być”, precyzując skądinąd owe konotacje? Po to, aby zaznaczyć, że część elementów należących do tego jedynego Kościoła Chrystusa znajduje się także u schizmatyków. Możemy dyskutować nad tym, czy ta sytuacja jest dobrym środkiem. Jest prawdą, że mija już czterdzieści lat odkąd pisze się na ten temat, lecz nie ma pewności, że jest to najlepszy środek! Lecz od tej pory, nikt nie może już używać tego tekstu, aby twierdzić iż istnieją inne sposoby trwania Kościoła Chrystusa, w jego jedności, że istnieją inne „normalne” kościoły, z ustanowienia Bożego. Im wszystkim brakuje czegoś z Kościoła Chrystusowego i to owe kościoły powinny prosi i otrzymać owe brakujące elementy od tego Kościoła, który jako jedyny posiada tożsamość odpowiadającą Kościołowi założonemu przez Jezusa Chrystusa.

5. Elementy konstytucyjne i esencjalne Kościoła (czwarte i piąte pytanie)

W dalszej części dokumentu, papież mówi o trzech elementach konstytucyjnych Kościoła Chrystusowego. Prawdziwa sukcesja apostolska, rzeczywistość sakramentu Eucharystii, jedność z Kościołem katolickim, a więc i z jego głową, papieżem. Wyłącznie Kościół rzymski, posiadając owe trzy elementy Kościoła Chrystusa, może być z nim, dla tego powodu, identyfikowany. Drugi z tych trzech elementów nie sprawia żadnych trudności: katolicy i prawosławni posiadają jako jedyni ów skarb mszy z całym jej zakresem, poprzez środek jakim jest sakrament święceń, również zachowany przez nich. Pierwszy element sprawia prawdziwą trudność teologiczną: bez wątpienia, sukcesja apostolska jest sakramentalnie tożsama u prawosławnych i u katolików. Lecz jest również czymś oczywistym, iż nie ma prawowitego biskupa poza jednością z papieżem, biskupem biskupów. Ów drugi warunek jest bliski trzeciemu. Nawet gdy biskupi prawosławni są sakramentalnie prawdziwymi biskupami, ich formalna sukcesja apostolska jest poważnie splamiona brakiem owej jedności. Tym samym, elementem przez nich zachowanym jest bardziej rzeczywistość sakramentu święceń w jego pełni niż sukcesja apostolska. Po doprecyzowaniu tego szczegółu, papież stwierdza, że prawosławni zachowawszy owe dwa elementy mają rzeczywiste prawo do nazwy Kościoła (wyłącznie lokalnego). Z drugiej strony, żadna wspólnota powstała wskutek reformacji, nie ma do tego prawa, gdyż nie ma ani prawdziwego kapłaństwa, ani Eucharystii. Tym samym, pozwolę sobie na wtrącenie, Ekumeniczna Rada Kościołów spotyka odmowę prawowitości swojej nazwy.

Albowiem Papież potwierdza, że sukcesja apostolska jest „elementem esencjalnym i konstytucyjnym Kościoła”, podczas gdy jedność z Rzymem, której to brakuje prawosławnym, jest niczym innym jak tylko „jedną z wewnętrznych zasad konstytucyjnych” (a więc nie esencjalną), nawet jeżeli byłaby tylko i wyłącznie zewnętrznym dopełnieniem Kościoła lokalnego. Wszystkie trzy elementy są więc konstytucyjne dla jedynego Kościoła chcianego przez Chrystusa i to dlatego wyłącznie Kościół rzymski, posiadając je wszystkie, może być tym Kościołem.

Inaczej mówiąc, wśród elementów konstytucyjnych, są te esencjalne, które jako jedyne uzasadniają mówienie o Kościele. Jest to zdrowy rozsądek i prawdziwa filozofia. Weźmy jeden przykład: zdrowie u człowieka jest elementem konstytucyjnym wewnętrznym jego bytu; lecz nie jest ono elementem konstytucyjnym esencjalnym: człowiek chory jest oczywiście prawdziwym człowiekiem, chociaż z brakami, aż do całkowitego braku jakichkolwiek zdolności życiowych, być może. Tak samo z człowiekiem pozbawionym używania rozumu: brakuje mu elementu konstytucyjnego wewnętrznego człowieka (używanie rozumu), lecz nie jest to element esencjalny jego bytu (rozumność). Tym samym prawosławni tworzą prawdziwe Kościoły, zawsze lokalne, podczas gdy inny ich nie tworzą, będąc pozbawionymi cech esencjalnych Kościoła. Papież zwraca tym samym Kościołowi rzymsko-katolickiemu, po tylu zniesionych upokorzeniach, jego jedyne miejsce Oblubienicy Jezusa Chrystusa.

KNW
"Odpowiedzi na pytania dotyczące niektórych aspektów nauki o Kościele"

wtorek, 10 lipca 2007

Motu proprio Summorum Pontificum cura

Moją pierwszą reakcją na ów historyczny dokument Benedykta XVI będzie ten cytat z proroka Izajasza, w którym to Jerozolima przedstawia w sposób oczywisty Kościół rzymskokatolicki: „Radujcie się wraz z Jerozolimą, weselcie się w niej wszyscy, co ją miłujecie! Cieszcie się nią bardzo wy wszyscy, którzy się nad nią smuciliście, ażebyście ssać mogli aż do nasycenia z piersi jej pociech; ażebyście ciągnęli mleko z rozkoszą z pełnej piersi jej chwały. Tak bowiem mówi Pan: «Oto ja skieruję do niej pokój jak rzekę i chwałę narodów – jak strumień wezbrany. Ich niemowlęta będą noszone na biodrach i na kolanach będą pieszczone. Jak kogoś pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę; w Jerozolimie doznacie pociechy» Na ten widok rozradują się serca wasze, a kości wasze nabiorą świeżości jak murawa. Ręka Pana da się poznać Jego sługom.”(Iz 66, 10-14c)

Kościół katolicki właśnie odnalazł swoją dumę i każdy z jego wiernych może się cieszyć razem z Nim! Doświadczam uczucia głębokiej radości, zmieszanej z uznaniem i emocjami, w obliczu owego wydarzenia, równie nieoczekiwanego co nie do pomyślenia, będącego dziełem papieża, o którym niektórzy mówili iż jest wolny w działaniu, a który to, ledwo po dwóch latach pontyfikatu, przedstawia w świetle dnia najczcigodniejszą Tradycję Kościoła, z dumą i odwagą, skarb mszy św. Grzegorza Wielkiego (a razem z nim i Apostołów), św. Piusa V, bł. Jana XXIII (który z nieprzejednanych „soborowców” będzie mógł temu przeczyć)!

Jestem zmuszony postępować krok po kroku, aby nic nie pominąć z tego tekstu, zarówno zwięzłego jak i precyzyjnego, unikając ryzyka sfałszowania wewnętrznej jedności. Piszę bezpośrednio, stylem pełnym pasji i długo przemyślanym.

Powiedzmy po prostu, że nie ma tutaj żadnego prostego triumfalizmu o złym obliczu: dzisiaj nie jest to niczyje zwycięstwo, tym mniej jest to zwycięstwo jednego obozu przeciwko drugiemu. Jest to zwycięstwo wszystkich. Jest to zwycięstwo Kościoła katolickiego, jego Papieża, jego biskupów, jego kapłanów oraz jego wiernych, którzy długo byli poniżani pod obcym jarzmem: samozniszczenie Kościoła zatrzymuje się, swąd Szatana się rozprasza, barka świętego Piotra, która „nabierała wody ze wszystkich stron” na nowo płynie po morzu ze śmiałością i rozlewa swoją wieczystą dumę oblubienicy Jezusa Chrystusa na każdego z jej synów...

1. Bardzo krótki dokument

Trzy fragmenty, które mówią wszystko, bez pominięcia i przedłużania: już od dawna nie mówiono do nas takim tonem! Właśnie co powróciliśmy do czasów dawnych papieży, którzy dyktowali, z siłą i prostotą, ich jasną i bezpośrednią wolę („Motu Proprio”) dobra Kościoła. Jest to stara, dobra metoda Ewangelii, po prostu: „niech wasza mowa będzie tak, tak, nie, nie, a co nadto jest, od Złego pochodzi”. Należy zauważyć równocześnie silną wolę nie tylko w mówieniu tego, co należy robić, ale także w sobie dotarcia do jej celów: proboszcz, który nie będzie chciał niczego słuchać będzie zgłoszony biskupowi, a biskup komisji. Papież równocześnie zauważa w sposób słuszny, iż Motu proprio z 1988r. pozostało martwą literą, a także podejmuje środki, żeby jego dokument stał się aktualizacją w konkretnym przejściu w czyn. Stolica Apostolska będzie nad tym czuwała, a po trzech latach zostanie uczyniony bilans. Jak za czasów wielkiego świętego, Piusa X.

2. Konkretne oczekiwania

Dwa zarzuty są na początku odrzucone przez Papieża: władza biskupów nie jest umniejszona, lecz w rzeczywistości utwierdzona, zaś wynikająca z owej sytuacji kwestia doktrynalna w niczym nie jest ostatecznie osądzona. Jest to podwójna oczywistość iż należy zauważyć powagę i pilność sytuacji. Kiedy biskupi dadzą prawdziwe parafie personalne wiernym i kapłanom, ich autorytet w rzeczywistości zostanie wzmocniony; podczas gdy kontynuacją wojny bratobójczej, cały katolicyzm idzie na dno, a wraz z nim jego przywódcy. Z drugiej strony, sławetna zasada papieża Zefiryna – „lex orandi, lex credendi”, tak słusznie przywołana przez jego następcę, wskazuje nam, że wskutek modlenia się „tak samo”, będziemy myśleć w ten sam sposób. Już wyrażałem swoje zdanie na tym blogu na temat dyskusji doktrynalnych, które mają mieć wcześniej miejsce: alibi wybrakowanego towaru, który jako tako przykrywa nieprzyznawaną zaciętość. Abp Lefebvre chciał, aby pozwolono nam prowadzić eksperyment Tradycji: oto macie wymarzoną okazję, zatwierdzoną i gwarantowana przez Papieża...

Tym bardziej, że po odrzuczeniu owych dwóch fałszywych zarzutów, Papieża podaje w sposób prosty praktyczną przyczynę swojej decyzji: jedność Kościoła. W szczególności powrót FSSPX. Z najbardziej wzruszającymi słowami, Papieża zaprasza Bpa Fellay, cytując List św. Pawła do Koryntian, do otwarcia serca (…) oraz rozważenia wielkodusznego gestu i wspaniałej oferty, która jest mu składana. Wyznam, że na jego miejscu wskoczyłbym do samolotu do Castel Gandolfo... Albowiem Papież uznaje błędy hierarchii z owych czasów i nie czyni żadnych wymówek Abpowi Lefebvre, ani jego dzisiejszemu następcy. Zniesienie ekskomunik będzie bardzo szybkie, nie można w to wątpić, ofiarowując piękny prezent dziełu Abpa Lefebvre. W liście, który Abp Lefebvre adresował do czterech biskupów, tuż przed ich wyniesieniem do godności biskupiej, daje im rozkaz by pewnego dnia złożyli ich biskupstwo w ręce następcy Piotra. Czy ten dzień nadszedł? Czy ukaże się opatrznościowa możliwość? Pytania prosto z serca, w całej prostocie. Nigdy Papież nie wykona takiego kroku naprzód i to w tak patetycznych słowach. Albowiem na poziomie doktrynalnym tym, który postępuje najszybciej, jest oczywiście Papież...

3. Uwagi więcej niż rozsądne

W czasie lektury owych dwóch dokumentów dowiadujemy się tysiąca i jednej zaskakujących rzeczy. Msza tradycyjna nigdy nie została zniesiona, nigdy. Niezdecydowanie, które dominowało w czasie pontyfikatu Pawła VI zakończyło się (por. Konsystorz z 24 maja 1976r.). Komisja teologiczna zwołana przez Jana Pawła II w 1986r. i ujawniona ostatniej wiosny przez Kard. Castrillón-Hoyos, miała rację: msza tradycyjna nigdy nie została zniesiona i jest niezbędnym zwrócenie jej Kościołowi. Takie było, przynajmniej, zdanie ośmiu kardynałów na dziewięciu. Wiemy teraz, że Jan Paweł II nie wprowadził w życie owej rekomendacji, gdyż znajdował się po silną presją kilku biskupów; teraz jest to mało ważne: sytuacja jest wreszcie jasna. Rzym przemówił, sprawa skończona. Zapomnijmy, proszę Was o to, niesprawiedliwości i kary kanoniczne.

Dowiadujemy się również, że msza tradycyjna nie jest kwestią nostalgii i staroci: większość tych, którzy się jej domagają, jest młoda i nie mogła jej poznać w celebracjach przedsoborowych. To sacrum ją napędza, przyciąga i fascynuje. Podczas gdy od 30 lat mówi się nam coś innego (kwestia wrażliwości osób zacofanych, niezaadaptowanych, bez znaczenia...). Owa prosta sprawiedliwość jest jak miód dla uszu. Skąd by się brały, z drugiej strony, owe liczne powołania dla Tradycji ze strony osób, które jej nie znały?

Ciągłość Tradycji jest linią przewodnią obecnego Papieża, tak jak wtedy, gdy był jeszcze kardynałem Ratzingerem. Jako że Liturgia jest uprzywilejowanym miejscem Tradycji, każde jej przerwanie jest śmiertelnym. Tak jak w łańcuchu, brakujące lub uszkodzone ogniwo niszczy całość; wyłącznie ewolucjoniści temu przeczą. W jaki sposób Kościół może być wiarygodny, jeżeli dzisiaj potępia to, co chwalił wczoraj? Czyż jutro nie zakaże tego, co nakazuje dzisiaj? Szczerze mówiąc, wielu ze współczesnych „czarodziejów” w tej dziedzinie zasłużyło by ich jednodniowy produkt stał się dzisiaj zakazanym.

Papież albowiem nie zapomniał o nadużyciach, których doświadczyliśmy: owa esencjalna improwizacja, która była dla liturgii tym, czym był duch soboru dla jego litery, została określona przez Benedykta XVI jako będąca „na granicy tego, co znośne” (sic). Trzeba było, aby te słowa padły i to z ust papieża Kościoła katolickiego! Po tych słowach, odpowiedzialność za tę sytuację nie spada na Kościół, lecz wyłącznie na jej nieszczęsnych autorów: honor Kościoła jest uratowany. Wszystkie te hostie, które przez tak długi czas kładziono po mszy do magazynów, gdyż obecność Chrystusa była uważana wyłącznie za duchową („gdzie dwaj lub trzej zbiorą się w moje imię...” art. 7 Ogólnego Wprowadzenia do Mszału Rzymskiego); ten biskup południowo-amerykański, który zapalał swego papierosa, z pastorałem w ręku i mitrą na głowie, w czasie jego „synaksy”, wyjaśniając, że msza jest niczym innym jak tylko posiłkiem, i miał zwyczaj palenia owego papierosa w jej trakcie... Wystarczyło jedno zdanie z ust jednego papieża, aby oddzielić Kościół od tych ohyd: to się stało.

4. Narzucające się decyzje

Od tej pory każdy kapłan katolicki może odprawiać, beż żadnego pozwolenia, według określenia Papieża, mszę według rytu Grzegorza Wielkiego – Piusa V – Jana XXIII, która jest tą samą. Jeżeli jakikolwiek dziennikarz drży na samą myśl, że jest to msza Grzegorza czy Piusa, niech się pocieszy, czy też zakończy zasmucać, myśląc, że jest to także msza „Dobrego Papieża Jana”, który nigdy nie odprawiał innej mszy! To jest Tradycja... Jeżeli chcecie listę papieży, którzy ją odprawiali, to jest ich przynajmniej dwustu, jeżeli nie więcej.

Ów kapłan może dopuścić do siebie wiernych, którzy tego pragną, beż żadnej zbędnej formalności, o ile nie jest to msza statutowa (parafialna, konwentualna...)

Wspólnoty tak świeckie jak i zakonne, mogą powrócić do mszy tradycyjnej po zwykłej decyzji ich przełożonych generalnych. Wszystkie wspólnoty mnichów, zakonników, zakonnic, życia apostolskiego mogą także to uczynić...

Zwykli proboszczowie mogą przychylić się do próśb ich wiernych o każdą mszę tradycyjną, bez potrzeby uciekania się ze sprawą do ordynariusza (lub do chowania się za nim). Stabilne grupy wiernych będą mogły otrzymać mszę bł. Jana XXIII od ich proboszczów, którzy, w przypadku gdy odmówią, zostaną zgłoszeni do ordynariusza, który to będzie musiał uczynić wszystko, aby uczynić zadość prośbom. Jeżeli ordynariusz nie będzie mógł, zadecyduje komisja rzymska.

Każdy kapłan może wziąć brewiarz papieża Jana XXIII do prywatnego odmawiania...

Wszystkie pozostałe sakramenty mogą być udzielane według rubryk z 1962r., na prośbę wiernych. Tym samym chrzest, małżeństwo, sakrament chorych (ostatnie namaszczenie). Tym samym małżeństwa i pielgrzymki. Dotyczy się to także biskupów, którzy będą mogli używać dawnego pontyfikału do udzielania sakramentu bierzmowania.

Wreszcie, biskupi mogą tworzyć parafie personalne z rytem własnym (jedyny prototyp jest dobrze znany!), według kanonu 518, aby zaspokoić słuszną prośbę wiernych. Jest to oczywiście rozwiązanie na przyszłość, które ostatecznie udzieli wszystkim pokoju. Jedna taka parafia w każdym z miast Francji spowodowałaby, że nie słyszelibyśmy już o podziałach i bitwach. Jedność i szacunek przywrócone, wróciłby porządek, a wraz z nim pokój i obfitość. Ewangelizacja ruszyłaby na nowo, nawrócenia, chrzty, duma chrześcijańska i obfitość. Papież tego chce... a Wy?

Tak, oświadczam Wam, że od Soboru Watykańskiego II nie było dokumentu papieskiego bardziej przesądzającego dla dobra wspólnego Kościoła. Dziękuję Ojcze Święty.
[zobacz oryginał]

Benedykt XVI Motu proprio "Summorum Pontificum"

wtorek, 3 lipca 2007

Rola świeckich w apostolacie

Dobry wieczór księże.

Pielgrzymując w kierunku Chartres, niespodziewanie spotkałem przyjaciela, ani katolika, ani ochrzczonego. Tak się składa, że nie był to jego pierwszy kontakt z Kościołem, a w szczególności z Tradilandem. Rozmawialiśmy więc, o przyjęciu jakie otrzymał.

Tak się złożyło, że jeśli kapłani i zakonnicy (szczególnie w Riaumont i w Morgon), przyjęli go nie stawiając pytań, to napotkani świeccy, w dobrej intencji, próbowali zmusić go do nawrócenia.

To skłoniło mnie do postawienia sobie pytania o sposób w jaki świeccy powinni angażować się w apostolat. Istotnie, znając mojego przyjaciela, naznaczyła go postawa księży i zakonników poprzez ich doświadczenie i kapłańską łaskę, oraz ta niezręcznych świeckich. W jaki sposób więc my świeccy, mamy współuczestniczyć w apostolacie?

Dziękując księdzu,
Wincent Flutet
Paryż

Drogi Panie,

Nie ma jakiegoś "sposobu" na duszpasterstwo czy to u kapłanów czy świeckich. Niewątpliwie kapłan ma bezpośrednią przewagę co do mowy o Bogu, o Jezusie Chrystusie, łasce, Ewangelii. Jego formacja teologiczna, synteza doktrynalna, intymna znajomość Chrystusa i jego rekomendacja przez Kościół (jego sutanna także) są atutami, którymi nie dysponują świeccy.

A jednak! Stwierdzamy, że ten świecki czyni cuda a ten kapłan strasznie zawiódł a nawet odstrasza wszystkie dusze które się do niego zbliżają! To świadczy o tym, że muszą być inne powody sukcesu lub porażki. Po pierwsze jest modlitwa: zajmowanie się duszą bez nadprzyrodzonego wsparcia, jest walką kogutów a powiedziałbym nawet świętokradztwem. Konkretnie, jest dobroć, ta prawdziwa dobroć, która nie szuka swego, pokazania się, usprawiedliwienia, swojej teorii, lecz tylko samego dobra tego, którego się spotkało.

Większość ludzi, którzy mówią, także a nawet przede wszystkim ci którzy zajmują się prawdą, mianowicie szukają dla siebie przyjemności, pragną sobie ulżyć przedstawiając się jako bohatera: to nie wydaje żadnego owocu. Przeciwnie, gdy ktoś czuje że jest kochany, (i tu nie można oszukać czy użyć zastępnika) otwiera swój umysł i powoli staje się chłonny prawdy. Tak to już jest: ludzie zostali stworzeni przez miłość i dla miłości zatem gdy się ich kocha (nie twierdze, że gdy mówi się to w taki sposób jaki teraz to czynię) rozumieją to instynktownie. W przeciwnym przypadku tracimy nasz czas.

No i jest oczywiście ten dynamizm, ta iskra, nierównowaga pchająca do przodu, które odbiegają od banału, monotonii i smutku, to znaczy od grzechu. Gdybym jednak miał dać jakąś radę co do duszpasterstwa to powiedziałbym tak: rozpocznijcie od kochania ludzi, na tym etapie na którym są (czasami są bardzo nisko i będziesz musiał się biedaku pobrudzić) a być może otworzą się na was w pewnych obszarach. Na tym etapie świeccy niczym nie ustępują kapłanom a łaski otrzymane w zupełności im wystarcza. Było mi w życiu chrzcić wielu dorosłych. Wszyscy potwierdzali co najmniej dwa elementy, które są nie do obejścia. Po pierwsze jakaś dobra dusza stanęła na ich drodze (zawsze świecka osoba), po drugie rozpoczęli się modlić na poziomie przy najmniej podstawowym.

Ten drugi warunek zawsze wydawał mi się najbardziej namacalnym dowodem istnienia Boga. Gdy największy z nędzników zwraca się do Boga, Bóg mu odpowiada i go podnosi. Na centralce numer telefonu do Boga jest zawsze dostępny! Nawracamy się na kolanach, niezależnie od tego jakiego żeśmy spotkali dobrego samarytanina. (choć niezbędnego).