wtorek, 10 lipca 2007

Motu proprio Summorum Pontificum cura

Moją pierwszą reakcją na ów historyczny dokument Benedykta XVI będzie ten cytat z proroka Izajasza, w którym to Jerozolima przedstawia w sposób oczywisty Kościół rzymskokatolicki: „Radujcie się wraz z Jerozolimą, weselcie się w niej wszyscy, co ją miłujecie! Cieszcie się nią bardzo wy wszyscy, którzy się nad nią smuciliście, ażebyście ssać mogli aż do nasycenia z piersi jej pociech; ażebyście ciągnęli mleko z rozkoszą z pełnej piersi jej chwały. Tak bowiem mówi Pan: «Oto ja skieruję do niej pokój jak rzekę i chwałę narodów – jak strumień wezbrany. Ich niemowlęta będą noszone na biodrach i na kolanach będą pieszczone. Jak kogoś pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę; w Jerozolimie doznacie pociechy» Na ten widok rozradują się serca wasze, a kości wasze nabiorą świeżości jak murawa. Ręka Pana da się poznać Jego sługom.”(Iz 66, 10-14c)

Kościół katolicki właśnie odnalazł swoją dumę i każdy z jego wiernych może się cieszyć razem z Nim! Doświadczam uczucia głębokiej radości, zmieszanej z uznaniem i emocjami, w obliczu owego wydarzenia, równie nieoczekiwanego co nie do pomyślenia, będącego dziełem papieża, o którym niektórzy mówili iż jest wolny w działaniu, a który to, ledwo po dwóch latach pontyfikatu, przedstawia w świetle dnia najczcigodniejszą Tradycję Kościoła, z dumą i odwagą, skarb mszy św. Grzegorza Wielkiego (a razem z nim i Apostołów), św. Piusa V, bł. Jana XXIII (który z nieprzejednanych „soborowców” będzie mógł temu przeczyć)!

Jestem zmuszony postępować krok po kroku, aby nic nie pominąć z tego tekstu, zarówno zwięzłego jak i precyzyjnego, unikając ryzyka sfałszowania wewnętrznej jedności. Piszę bezpośrednio, stylem pełnym pasji i długo przemyślanym.

Powiedzmy po prostu, że nie ma tutaj żadnego prostego triumfalizmu o złym obliczu: dzisiaj nie jest to niczyje zwycięstwo, tym mniej jest to zwycięstwo jednego obozu przeciwko drugiemu. Jest to zwycięstwo wszystkich. Jest to zwycięstwo Kościoła katolickiego, jego Papieża, jego biskupów, jego kapłanów oraz jego wiernych, którzy długo byli poniżani pod obcym jarzmem: samozniszczenie Kościoła zatrzymuje się, swąd Szatana się rozprasza, barka świętego Piotra, która „nabierała wody ze wszystkich stron” na nowo płynie po morzu ze śmiałością i rozlewa swoją wieczystą dumę oblubienicy Jezusa Chrystusa na każdego z jej synów...

1. Bardzo krótki dokument

Trzy fragmenty, które mówią wszystko, bez pominięcia i przedłużania: już od dawna nie mówiono do nas takim tonem! Właśnie co powróciliśmy do czasów dawnych papieży, którzy dyktowali, z siłą i prostotą, ich jasną i bezpośrednią wolę („Motu Proprio”) dobra Kościoła. Jest to stara, dobra metoda Ewangelii, po prostu: „niech wasza mowa będzie tak, tak, nie, nie, a co nadto jest, od Złego pochodzi”. Należy zauważyć równocześnie silną wolę nie tylko w mówieniu tego, co należy robić, ale także w sobie dotarcia do jej celów: proboszcz, który nie będzie chciał niczego słuchać będzie zgłoszony biskupowi, a biskup komisji. Papież równocześnie zauważa w sposób słuszny, iż Motu proprio z 1988r. pozostało martwą literą, a także podejmuje środki, żeby jego dokument stał się aktualizacją w konkretnym przejściu w czyn. Stolica Apostolska będzie nad tym czuwała, a po trzech latach zostanie uczyniony bilans. Jak za czasów wielkiego świętego, Piusa X.

2. Konkretne oczekiwania

Dwa zarzuty są na początku odrzucone przez Papieża: władza biskupów nie jest umniejszona, lecz w rzeczywistości utwierdzona, zaś wynikająca z owej sytuacji kwestia doktrynalna w niczym nie jest ostatecznie osądzona. Jest to podwójna oczywistość iż należy zauważyć powagę i pilność sytuacji. Kiedy biskupi dadzą prawdziwe parafie personalne wiernym i kapłanom, ich autorytet w rzeczywistości zostanie wzmocniony; podczas gdy kontynuacją wojny bratobójczej, cały katolicyzm idzie na dno, a wraz z nim jego przywódcy. Z drugiej strony, sławetna zasada papieża Zefiryna – „lex orandi, lex credendi”, tak słusznie przywołana przez jego następcę, wskazuje nam, że wskutek modlenia się „tak samo”, będziemy myśleć w ten sam sposób. Już wyrażałem swoje zdanie na tym blogu na temat dyskusji doktrynalnych, które mają mieć wcześniej miejsce: alibi wybrakowanego towaru, który jako tako przykrywa nieprzyznawaną zaciętość. Abp Lefebvre chciał, aby pozwolono nam prowadzić eksperyment Tradycji: oto macie wymarzoną okazję, zatwierdzoną i gwarantowana przez Papieża...

Tym bardziej, że po odrzuczeniu owych dwóch fałszywych zarzutów, Papieża podaje w sposób prosty praktyczną przyczynę swojej decyzji: jedność Kościoła. W szczególności powrót FSSPX. Z najbardziej wzruszającymi słowami, Papieża zaprasza Bpa Fellay, cytując List św. Pawła do Koryntian, do otwarcia serca (…) oraz rozważenia wielkodusznego gestu i wspaniałej oferty, która jest mu składana. Wyznam, że na jego miejscu wskoczyłbym do samolotu do Castel Gandolfo... Albowiem Papież uznaje błędy hierarchii z owych czasów i nie czyni żadnych wymówek Abpowi Lefebvre, ani jego dzisiejszemu następcy. Zniesienie ekskomunik będzie bardzo szybkie, nie można w to wątpić, ofiarowując piękny prezent dziełu Abpa Lefebvre. W liście, który Abp Lefebvre adresował do czterech biskupów, tuż przed ich wyniesieniem do godności biskupiej, daje im rozkaz by pewnego dnia złożyli ich biskupstwo w ręce następcy Piotra. Czy ten dzień nadszedł? Czy ukaże się opatrznościowa możliwość? Pytania prosto z serca, w całej prostocie. Nigdy Papież nie wykona takiego kroku naprzód i to w tak patetycznych słowach. Albowiem na poziomie doktrynalnym tym, który postępuje najszybciej, jest oczywiście Papież...

3. Uwagi więcej niż rozsądne

W czasie lektury owych dwóch dokumentów dowiadujemy się tysiąca i jednej zaskakujących rzeczy. Msza tradycyjna nigdy nie została zniesiona, nigdy. Niezdecydowanie, które dominowało w czasie pontyfikatu Pawła VI zakończyło się (por. Konsystorz z 24 maja 1976r.). Komisja teologiczna zwołana przez Jana Pawła II w 1986r. i ujawniona ostatniej wiosny przez Kard. Castrillón-Hoyos, miała rację: msza tradycyjna nigdy nie została zniesiona i jest niezbędnym zwrócenie jej Kościołowi. Takie było, przynajmniej, zdanie ośmiu kardynałów na dziewięciu. Wiemy teraz, że Jan Paweł II nie wprowadził w życie owej rekomendacji, gdyż znajdował się po silną presją kilku biskupów; teraz jest to mało ważne: sytuacja jest wreszcie jasna. Rzym przemówił, sprawa skończona. Zapomnijmy, proszę Was o to, niesprawiedliwości i kary kanoniczne.

Dowiadujemy się również, że msza tradycyjna nie jest kwestią nostalgii i staroci: większość tych, którzy się jej domagają, jest młoda i nie mogła jej poznać w celebracjach przedsoborowych. To sacrum ją napędza, przyciąga i fascynuje. Podczas gdy od 30 lat mówi się nam coś innego (kwestia wrażliwości osób zacofanych, niezaadaptowanych, bez znaczenia...). Owa prosta sprawiedliwość jest jak miód dla uszu. Skąd by się brały, z drugiej strony, owe liczne powołania dla Tradycji ze strony osób, które jej nie znały?

Ciągłość Tradycji jest linią przewodnią obecnego Papieża, tak jak wtedy, gdy był jeszcze kardynałem Ratzingerem. Jako że Liturgia jest uprzywilejowanym miejscem Tradycji, każde jej przerwanie jest śmiertelnym. Tak jak w łańcuchu, brakujące lub uszkodzone ogniwo niszczy całość; wyłącznie ewolucjoniści temu przeczą. W jaki sposób Kościół może być wiarygodny, jeżeli dzisiaj potępia to, co chwalił wczoraj? Czyż jutro nie zakaże tego, co nakazuje dzisiaj? Szczerze mówiąc, wielu ze współczesnych „czarodziejów” w tej dziedzinie zasłużyło by ich jednodniowy produkt stał się dzisiaj zakazanym.

Papież albowiem nie zapomniał o nadużyciach, których doświadczyliśmy: owa esencjalna improwizacja, która była dla liturgii tym, czym był duch soboru dla jego litery, została określona przez Benedykta XVI jako będąca „na granicy tego, co znośne” (sic). Trzeba było, aby te słowa padły i to z ust papieża Kościoła katolickiego! Po tych słowach, odpowiedzialność za tę sytuację nie spada na Kościół, lecz wyłącznie na jej nieszczęsnych autorów: honor Kościoła jest uratowany. Wszystkie te hostie, które przez tak długi czas kładziono po mszy do magazynów, gdyż obecność Chrystusa była uważana wyłącznie za duchową („gdzie dwaj lub trzej zbiorą się w moje imię...” art. 7 Ogólnego Wprowadzenia do Mszału Rzymskiego); ten biskup południowo-amerykański, który zapalał swego papierosa, z pastorałem w ręku i mitrą na głowie, w czasie jego „synaksy”, wyjaśniając, że msza jest niczym innym jak tylko posiłkiem, i miał zwyczaj palenia owego papierosa w jej trakcie... Wystarczyło jedno zdanie z ust jednego papieża, aby oddzielić Kościół od tych ohyd: to się stało.

4. Narzucające się decyzje

Od tej pory każdy kapłan katolicki może odprawiać, beż żadnego pozwolenia, według określenia Papieża, mszę według rytu Grzegorza Wielkiego – Piusa V – Jana XXIII, która jest tą samą. Jeżeli jakikolwiek dziennikarz drży na samą myśl, że jest to msza Grzegorza czy Piusa, niech się pocieszy, czy też zakończy zasmucać, myśląc, że jest to także msza „Dobrego Papieża Jana”, który nigdy nie odprawiał innej mszy! To jest Tradycja... Jeżeli chcecie listę papieży, którzy ją odprawiali, to jest ich przynajmniej dwustu, jeżeli nie więcej.

Ów kapłan może dopuścić do siebie wiernych, którzy tego pragną, beż żadnej zbędnej formalności, o ile nie jest to msza statutowa (parafialna, konwentualna...)

Wspólnoty tak świeckie jak i zakonne, mogą powrócić do mszy tradycyjnej po zwykłej decyzji ich przełożonych generalnych. Wszystkie wspólnoty mnichów, zakonników, zakonnic, życia apostolskiego mogą także to uczynić...

Zwykli proboszczowie mogą przychylić się do próśb ich wiernych o każdą mszę tradycyjną, bez potrzeby uciekania się ze sprawą do ordynariusza (lub do chowania się za nim). Stabilne grupy wiernych będą mogły otrzymać mszę bł. Jana XXIII od ich proboszczów, którzy, w przypadku gdy odmówią, zostaną zgłoszeni do ordynariusza, który to będzie musiał uczynić wszystko, aby uczynić zadość prośbom. Jeżeli ordynariusz nie będzie mógł, zadecyduje komisja rzymska.

Każdy kapłan może wziąć brewiarz papieża Jana XXIII do prywatnego odmawiania...

Wszystkie pozostałe sakramenty mogą być udzielane według rubryk z 1962r., na prośbę wiernych. Tym samym chrzest, małżeństwo, sakrament chorych (ostatnie namaszczenie). Tym samym małżeństwa i pielgrzymki. Dotyczy się to także biskupów, którzy będą mogli używać dawnego pontyfikału do udzielania sakramentu bierzmowania.

Wreszcie, biskupi mogą tworzyć parafie personalne z rytem własnym (jedyny prototyp jest dobrze znany!), według kanonu 518, aby zaspokoić słuszną prośbę wiernych. Jest to oczywiście rozwiązanie na przyszłość, które ostatecznie udzieli wszystkim pokoju. Jedna taka parafia w każdym z miast Francji spowodowałaby, że nie słyszelibyśmy już o podziałach i bitwach. Jedność i szacunek przywrócone, wróciłby porządek, a wraz z nim pokój i obfitość. Ewangelizacja ruszyłaby na nowo, nawrócenia, chrzty, duma chrześcijańska i obfitość. Papież tego chce... a Wy?

Tak, oświadczam Wam, że od Soboru Watykańskiego II nie było dokumentu papieskiego bardziej przesądzającego dla dobra wspólnego Kościoła. Dziękuję Ojcze Święty.
[zobacz oryginał]

Benedykt XVI Motu proprio "Summorum Pontificum"