Drogi Księże, oto moje pytanie:
w jaki sposób IDP może osiąść w Marsylii bez zgody biskupa? Czy istnieją artykuły Kodeksu Prawa Kanonicznego pozwalające na to, czy też kopiuje Ksiądz [przykład kościoła] św. Mikołaja z Chardonnet [Saint Nicolas du Chardonnet] w focyjskiej stolicy? W tym drugim wypadku – czy mogę Księdzu z całym szacunkiem oznajmić, że uważałbym ten pomysł za naprawdę mało światły, nawet jeśli w Marsylii gra warta byłaby świeczki?
Dziękując za oświecenie w temacie mnie i tych, którzy z sympatią śledzą Księdza akcję…
Emmanuel Buffer – Langon
Szanowny Panie,
dziękuję za zadanie mi w spokojnym tonie pytanie, które wzburza umysły. Czy IDP i jego porywczy moderator są w trakcie zakładania dzikich fundacji, ryzykując zasmucenie w Rzymie – który ich wspiera, jak wiadomo – i dając argumenty biskupom francuskim? Jednym słowem, czy szukają kija na samych siebie?
Proszę zauważyć najpierw, że w dużym stopniu to zwolennicy Bractwa św. Piusa X zarzucają IDP ten domniemany brak legalności; dość to zabawne i pocieszne! Krótko mówiąc, grają rolę bojaźliwej dziewicy, sami przekraczając radośnie i w formie zwyczaju jurysdykcję i chlubiąc się zasadniczym zwolnieniem z przestrzegania prawa, aby zarzucać uczciwym obywatelom ich „wybryki”. Tak jak gdyby pijak prowadził z szybkością 140 km/h w miasteczku i wrzeszczałby na pieszego, przechodzącego poza pasami. Ewangelia mówi o tym lepiej: „przecedzać komara, a połykać wielbłąda”.
Tym bardziej, zobaczymy to jeszcze, że nie jest tego komara więcej, niż ości w indyczce! Zatem, o co chodzi?
Prawo kanoniczne jest bardzo ścisłe co do założenia domu zakonnego w diecezji (czy to w przypadku jakiejkolwiek wspólnoty życia religijnego czy też apostolskiego: jedne kanony odsyłają do drugich) – nic nie może się wydarzyć bez wyraźnej i pisemnej zgody biskupa. Jest to zresztą całkiem normalne: jak ordynariusz miejsca mógłby dopuścić do powstania jakiejkolwiek instancji katolickiej w swojej diecezji? Byłoby to zaprzeczeniem jego władzy.
Czy chodzi o parafię, kaplicę, a nawet prywatne miejsce modlitwy: potrzeba takiej samej zgody. Nie można tu niczym pograć: zarówno stary, jak i nowy kodeks Prawa Kanonicznego są kategoryczne. Nie o tym można debatować.
Pierwsza kwestia pojawia się, kiedy biskup – usilnie proszony – nie daje znaku życia. Kiedy nie można go spotkać, nie odpowiada na pocztę, nie można w żaden sposób się z nim skontaktować, pisemnie czy ustnie. Zatem, kiedy nie ma sposobu, aby poznać jego opinię. Proszę nie sądzić, że jest to kwestia [czysto] spekulatywna: do tej pory pięciu biskupów francuskich odmówiło przyjęcia mnie, a nawet krótkiej, grzecznościowej wymiany myśli na piśmie. Około dwudziestu przyjęło mnie bardzo sympatycznie i pozostajemy w kontaktach. Ale ta pierwsza kwestia, którą – co Panu przyznaję – stawia wiele innych osób, nie jest bezzasadna: skoro należy mieć zgodę biskupa i nie jest możliwym ją otrzymać, domniemywać jej nie można. Co najwyżej można pożalić się z powodu jej braku i żywić obawę, że pojawia się tu pewna hermeneutyka zerwania…
Argument prawdziwy i decydujący jest całkiem inny i dziwię się, że mógł on ujść sprytnym detektywom, paplającym przez cały dzień w Internecie. Motu Prioprio przypomina o klasycznym argumencie, na nowo zastosowanym do rytu tradycyjnego: każdy „zdatny” kapłan może sprawować Mszę prywatną bez konieczności uzyskania zgody (art. 2). Poza tym, wierni, którzy wyrażają taką chęć, mogą korzystać z jego posługi i uczestniczyć w tej Mszy (art.4). Możliwości te, ofiarowane przez Motu Prioprio w sposób bardzo wyraźny, w niczym nie stanowią utworzenia parafii, kaplicy (w sensie kanonicznym), ani nawet prywatnego miejsca modlitwy. Stąd nie podlegają one w ogóle zakazom Prawa Kanonicznego w tym zakresie. Czyż nie jest to najbardziej elementarnym wyrażeniem zdrowego rozsądku? Katolicki kapłan odprawia katolicką Mszę, a katolicy biorą w niej udział. Nie ma czego robić z igły widły.
Ordynariusz miejsca zawsze może zakazać posługi kanonicznej, celebracji publicznych etc… odmówić wysłuchania, spotkania; może nawet potępić bez odwołania ludzi, których nie zna i nie chce poznać. To jest jego odpowiedzialność przed Bogiem, jego jedynym sędzią oprócz Papieża. Za to nie może On kanonicznie zakazać celebracji prywatnej zdatnym księżom, jak również udziału w niej wiernych, którzy tego pragną. Potrzebne by tu było bardzo poważne wykroczenie, przewidziane w Prawie, którego nie można sobie [dowolnie] wymyśleć.
Ponadto, od chwili, kiedy powstrzymujemy się od posługi publicznej i duszpasterstwa, zależnych od biskupa, wszelkie wtrącanie się w wewnętrzne sprawy stowarzyszenia życia apostolskiego, [będącego’ dodatkowo na Prawie papieskim, stanowi jawne nadużycie władzy. Kanon 738 §1 oraz 2 jest bardzo precyzyjny w tym względzie: „Wszyscy członkowie (stowarzyszeń życia religijnego lub apostolskiego) podlegają własnym przełożonym według konstytucji w odniesieniu do życia wspólnotowego i dyscypliny stowarzyszenia”. „Podlegają biskupowi diecezjalnemu w odniesieniu do kultu publicznego, duszpasterstwa i pozostałych dzieł apostolskich”. Stwierdza się więc, że biskup interweniujący wobec kapłanów instytutów, poza sferą publicznego apostolatu, za który nie poręczył, nadużywa jaskrawo swej władzy.
Oznacza to, że IDP doskonale, i to pod każdym względem, zachował przepisy Kościoła i że osoby twierdzące coś przeciwnego, są zwykłymi łobuzami, stosującymi niesłusznie wobec nas prawo kanoniczne, którego sami nie szanują.
dziękuję za zadanie mi w spokojnym tonie pytanie, które wzburza umysły. Czy IDP i jego porywczy moderator są w trakcie zakładania dzikich fundacji, ryzykując zasmucenie w Rzymie – który ich wspiera, jak wiadomo – i dając argumenty biskupom francuskim? Jednym słowem, czy szukają kija na samych siebie?
Proszę zauważyć najpierw, że w dużym stopniu to zwolennicy Bractwa św. Piusa X zarzucają IDP ten domniemany brak legalności; dość to zabawne i pocieszne! Krótko mówiąc, grają rolę bojaźliwej dziewicy, sami przekraczając radośnie i w formie zwyczaju jurysdykcję i chlubiąc się zasadniczym zwolnieniem z przestrzegania prawa, aby zarzucać uczciwym obywatelom ich „wybryki”. Tak jak gdyby pijak prowadził z szybkością 140 km/h w miasteczku i wrzeszczałby na pieszego, przechodzącego poza pasami. Ewangelia mówi o tym lepiej: „przecedzać komara, a połykać wielbłąda”.
Tym bardziej, zobaczymy to jeszcze, że nie jest tego komara więcej, niż ości w indyczce! Zatem, o co chodzi?
Prawo kanoniczne jest bardzo ścisłe co do założenia domu zakonnego w diecezji (czy to w przypadku jakiejkolwiek wspólnoty życia religijnego czy też apostolskiego: jedne kanony odsyłają do drugich) – nic nie może się wydarzyć bez wyraźnej i pisemnej zgody biskupa. Jest to zresztą całkiem normalne: jak ordynariusz miejsca mógłby dopuścić do powstania jakiejkolwiek instancji katolickiej w swojej diecezji? Byłoby to zaprzeczeniem jego władzy.
Czy chodzi o parafię, kaplicę, a nawet prywatne miejsce modlitwy: potrzeba takiej samej zgody. Nie można tu niczym pograć: zarówno stary, jak i nowy kodeks Prawa Kanonicznego są kategoryczne. Nie o tym można debatować.
Pierwsza kwestia pojawia się, kiedy biskup – usilnie proszony – nie daje znaku życia. Kiedy nie można go spotkać, nie odpowiada na pocztę, nie można w żaden sposób się z nim skontaktować, pisemnie czy ustnie. Zatem, kiedy nie ma sposobu, aby poznać jego opinię. Proszę nie sądzić, że jest to kwestia [czysto] spekulatywna: do tej pory pięciu biskupów francuskich odmówiło przyjęcia mnie, a nawet krótkiej, grzecznościowej wymiany myśli na piśmie. Około dwudziestu przyjęło mnie bardzo sympatycznie i pozostajemy w kontaktach. Ale ta pierwsza kwestia, którą – co Panu przyznaję – stawia wiele innych osób, nie jest bezzasadna: skoro należy mieć zgodę biskupa i nie jest możliwym ją otrzymać, domniemywać jej nie można. Co najwyżej można pożalić się z powodu jej braku i żywić obawę, że pojawia się tu pewna hermeneutyka zerwania…
Argument prawdziwy i decydujący jest całkiem inny i dziwię się, że mógł on ujść sprytnym detektywom, paplającym przez cały dzień w Internecie. Motu Prioprio przypomina o klasycznym argumencie, na nowo zastosowanym do rytu tradycyjnego: każdy „zdatny” kapłan może sprawować Mszę prywatną bez konieczności uzyskania zgody (art. 2). Poza tym, wierni, którzy wyrażają taką chęć, mogą korzystać z jego posługi i uczestniczyć w tej Mszy (art.4). Możliwości te, ofiarowane przez Motu Prioprio w sposób bardzo wyraźny, w niczym nie stanowią utworzenia parafii, kaplicy (w sensie kanonicznym), ani nawet prywatnego miejsca modlitwy. Stąd nie podlegają one w ogóle zakazom Prawa Kanonicznego w tym zakresie. Czyż nie jest to najbardziej elementarnym wyrażeniem zdrowego rozsądku? Katolicki kapłan odprawia katolicką Mszę, a katolicy biorą w niej udział. Nie ma czego robić z igły widły.
Ordynariusz miejsca zawsze może zakazać posługi kanonicznej, celebracji publicznych etc… odmówić wysłuchania, spotkania; może nawet potępić bez odwołania ludzi, których nie zna i nie chce poznać. To jest jego odpowiedzialność przed Bogiem, jego jedynym sędzią oprócz Papieża. Za to nie może On kanonicznie zakazać celebracji prywatnej zdatnym księżom, jak również udziału w niej wiernych, którzy tego pragną. Potrzebne by tu było bardzo poważne wykroczenie, przewidziane w Prawie, którego nie można sobie [dowolnie] wymyśleć.
Ponadto, od chwili, kiedy powstrzymujemy się od posługi publicznej i duszpasterstwa, zależnych od biskupa, wszelkie wtrącanie się w wewnętrzne sprawy stowarzyszenia życia apostolskiego, [będącego’ dodatkowo na Prawie papieskim, stanowi jawne nadużycie władzy. Kanon 738 §1 oraz 2 jest bardzo precyzyjny w tym względzie: „Wszyscy członkowie (stowarzyszeń życia religijnego lub apostolskiego) podlegają własnym przełożonym według konstytucji w odniesieniu do życia wspólnotowego i dyscypliny stowarzyszenia”. „Podlegają biskupowi diecezjalnemu w odniesieniu do kultu publicznego, duszpasterstwa i pozostałych dzieł apostolskich”. Stwierdza się więc, że biskup interweniujący wobec kapłanów instytutów, poza sferą publicznego apostolatu, za który nie poręczył, nadużywa jaskrawo swej władzy.
Oznacza to, że IDP doskonale, i to pod każdym względem, zachował przepisy Kościoła i że osoby twierdzące coś przeciwnego, są zwykłymi łobuzami, stosującymi niesłusznie wobec nas prawo kanoniczne, którego sami nie szanują.
Co do woli wyrażonej przez Papieża – ogłoszonej wielokrotnie poprzez edykty – aby Instytuty życia apostolskiego brały aktywny udział w życiu diecezji, wydaje mi się, że jest to wiążące dla biskupów, czyż nie? „Niech biskupi angażują do pracy duszpasterskiej instytuty życia konsekrowanego oraz nowe kościelne wspólnoty, z poszanowaniem ich własnych charyzmatów i niech wzywają wszystkich duchownych do jeszcze większej dyspozycyjności w służbie Kościołowi tam gdzie są potrzeby, również, gdy wymaga to ofiary” (Sacramentum Caritatis § 25). Tę samą myśl kardynała Ratzingera można znaleźć już w jednej z konferencji z roku 1998.
Oczywista przychylność, cechująca Motu Proprio w tym zakresie, powinna jak najszybciej przekroczyć Alpy bez żadnego uszczerbku dla swego dobrodziejstwa! Wiernym, zbitym z tropu z powodu opieszałości, z jaką rzeczy posuwają się naprzód, chciałbym powtórzyć zdanie Papieża (art. 7): „biskup jest usilnie proszony o spełnienie ich pragnienia”.