Szczęść boże księże,
Dziękuje za ten blog,
Mam kilka pytań. Jestem chrześcijaninem, katolikiem zatem jeżeli ksiądz jest przepełniony obowiązkami to być może wystarczy powołać się tylko na dokumenty, prawo kanoniczne, czy też Pismo święte, aby udzielić mi kilka odpowiedzi.
Czy żona może opuścić swojego męża w obawie przed jego kolejnymi aktami przemocy wobec ich dzieci (chodzi tu o przemoc bez poważnych okaleczeń) ?
Czy kobieta, która jest w ciąży może porzucić te dziecko po porodzie w sytuacji, gdy jej mąż straszy ją, że ją opuści jeżeli tego nie zrobi (mąż jest ojcem tegoż dziecka).
dziękuje, pozdrawiam
Frank Lecerf
Szanowny Panie,
Jest oczywiste, że zarówno w pierwszym jak i drugim pytaniu mowa tylko o separacji ciał (co do mieszkania, wspólnego życia) i w żadnym wypadku o rozwodzie. To oznaczałoby zerwanie więzi, do którego Kościół nigdy nie dopuszcza, jeżeli miało ono faktycznie miejsce a to z prostego powodu, że Kościół takiej władzy nie posiada. Kościół może posługując się sądami stwierdzić że więź (sakramentalna) nie została zawarta, ale jeżeli takowy zaistniał Kościół nie może go zerwać. A tym bardziej wierni z ich własnej inicjatywy. W tej sytuacji możemy zastosować silne słowa św. Augustyna: „jeżeli ślub jest od Boga, to rozwód od diabła”.
Kościół może z powodów poważnych zezwolić na separację małżonków (pozostają oni nadal małżonkami). Do dziś biskupi dysponują taką władzą dlatego ksiądz na prośbę wiernego, musi o tym poinformować kurię (kanon 1692). Biskup może zezwolić na separację przez zwyczajny dekret (droga administracyjna) a kancelaria czy sąd biskupa wykona to poprzez wyrok (droga sądowa). Należy zatem zwrócić uwagę, że kapłani, którzy zezwalają na separację z własnej inicjatywy znacznie i ciążko przekraczają swoje kompetencje.
Separacja definitywna jest dopuszczalna tylko w przypadku zdrady małżeńskiej (kanon 1152). Wynika to z faktu, że tylko zdrada (nie wybaczona) zwalnia stronę poszkodowaną z obowiązku pożycia małżeńskiego, które nie ma miejsca gdy jest separacja...
Oznacza to, że wszystkie inne separacje są same w sobie "tymczasowe" i mają być przerwane gdy tylko mija ich uzasadniona przyczyna.
Oczywiście w ramach separacji tymczasowej jedną z przyczyn może być przemoc fizyczna wobec współmałżonka lub dzieci (kanon 1153). Ten sam kanon bierze również pod uwagę poważne zaniedbania duchowe (jak np. ciężka korupcja moralna) i zezwala na separację z tego tytułu. Jest również doprecyzowane, że można w przypadku poważnego i nie do uniknięcia niebezpieczeństwa rozstać się z własnej inicjatywy i zasygnalizować to Władzy po fakcie. To wynika ze zdrowego rozsądku.
W ten sposób rozwiązaliśmy pierwszą kwestię: ta nieszczęśliwa kobieta może się rozstać z własnej woli w przypadku poważnego i nie do uniknięcia niebezpieczeństwa po czym będzie musiała zgłosić się do biskupa (najczęściej przez pośrednictwo jakiegoś kapłana). Taka separacja winna być przerwana z chwilą, gdy delikwent powróci na dobrą drogę. Jeżeli tak się nie dzieję (niestety jest to dość częsta sytuacja) separacja będzie dalej trwała (de facto) nie stając się jednak definitywną (de iure).
Jednak pana drugie pytanie nie ma z tym nic wspólnego! W tym sensie, że nie ma żadnych okoliczności moralnych, które usprawiedliwiają pozostawienie przez matkę swojego dziecka. To wynika z wymogów prawa naturalnego i nie ma tutaj wyjątków. Kanon 1154 precyzuje, że obowiązki wobec dzieci pozostają aktualne nawet w przypadku separacji usprawiedliwionej: tym bardziej gdy do separacji nie doszło. Obrzydliwy szantaż - ty albo dziecko -
Kończąc mój wywód, zwracam uwagę w celu uspokojenia tych licznych, którzy są dotknięci skrupułami, że mężczyzna lub kobieta pozostawiona przez swojego współmałżonka nie jest winna i nie musi występować z jakimiś inicjatywami prawnymi. Wystarczy, że ona czy on, zadadzą sobie pytanie, co w ich postępowaniu mogło skłonić drugą połowę do takiego zachowania. Poprzednie przypadki dotyczą tylko tych, którzy wystąpili z inicjatywą o separację.