przywołuje Ksiądz w swojej odpowiedzi dla Pani Dupin fakt, że proboszcz kościoła St Nicolas w Paryżu nie ma jurysdykcji zwyczajnej nad swoją parafią; nie jest tajemnicą, że dla Arcybiskupa Paryża jest tylko jeden proboszcz kościoła St Nicolas, ten z parafii Saint- Séverin, a ten rugi jest wyłącznie uzurpatorem.
Ale prawdę mówiąc, Ks. Prałat Ducaud-Bourget, czcigodnej pamięci, był proboszczem tej parafii, tak jak i Ksiądz. To Wasze imiona są na tablicy pamiątkowej obok głównego ołtarza. Kiedy był Ksiądz proboszczem, uważał Ksiądz, że nie miał jurysdykcji zwyczajnej, o której Ksiądz mówi? Nie zważając na to, jaka jest, według Księdza, sytuacja parafii St Nicolas?
Proszę się nie dopatrywać złośliwości z mojej strony, kiedy proszę Księdza o wyrażenie swojego zdania w tej sprawie. Chodzi wyłącznie o to, by odrobinę wyjaśnić tak delikatną sytuację Bractwa [Kapłańskiego św. Piusa X] w diecezjach.
Z wyrazami szacunku,
F. Dolveck (parafianin tegoż kościoła St Nicolas)
Szanowny Panie i Parafianinie,w swojej wiadomości do Pani Dupin napisałem, że „proboszcz” St Nicolas du Chardonnet nie miał jurysdykcji zwyczajnej i oczywiście podtrzymuję to. Nie oznacza to, że twierdzę iż nie ma on jurysdykcji!
Odsyłam Pana do wszystkich pism Abpa Lefebvre na ten temat. Istnieje jurysdykcja zastępcza, przewidziana przez prawo, i wydaje mi się oczywistym, że dzisiaj funkcjonuje ona tak, jak wczoraj, o ile prawdziwa wolność Tradycji (zwłaszcza liturgicznej) nie zostanie przywrócona.
To Ks. Prałat Ducaud-Bourget był pierwszym, który mnie nazwał „proboszczem” St Nicolas i uczynił nim wśród wielu parafian. Z jego strony było to sympatyczne i, powiedzmy to, moralne. Ani on, ani ja, ani nikt inny nie wyobrażał sobie tego tytułu jako wyrazu jurysdykji osobistej powierzonej przez ordynariusza, byłaby to uzurpacja. Za to, przede wszystkim Ksiądz Prałat, ja sam, ks. Bouchacurt następnie (a teraz jeszcze ks. Beauvais), wykonywaliśmy prawdziwą posługę, z rzeczywistą jurysdykcją zastępczą, więc tytuł „proboszcza” miał uzasadnienie, jeżeli dobrze go rozumiemy. A w związku z tym i wygrawerowane imiona na tablicy proboszczów!
Napiszę krótką historyjkę. Umieszczenie mojego nazwiska na tablicy miało dla niektórych taki wymiar, że uważali mnie za zmarłego. Nie mogli sobie wyobrazić, że można mieć wygrawerowane imię na tablicy bez wcześniejszego zejścia z tego świata. Odmówili nawet kilka razy „De profundis” za mnie, jestem im za to wdzięczny gdyż kiedyś, to pewne, będę tego potrzebował...